Michael Jordan chce przyćmić LeBrona Jamesa. "Brutalnie bezwzględny, zaślepiony żądzą wygrywania"

W "Ostatnim tańcu" nie dostaniecie czystej prawdy o Michaelu Jordanie. Jako współproducent tego dokumentu rozdawał karty według własnego uznania. Nie zmienia to faktu, że pamiętający erę Bulls wzruszą się z emocji. Ci, którzy nie widzieli go nigdy w akcji, zrozumieją kim był jeden z najwybitniejszych sportowców w historii. Brutalnie bezwględny tak samo dla partnerów, jak i rywali, zaślepiony żądzą wygrywania. Pierwsze dwa odcinki serialu obejrzało w USA średnio 6,1 mln widzów.

Żaden film dokumentalny w Stanach Zjednoczonych nie miał takiej oglądalności. Spotkanie z Michaelem Jordanem to jak spotkanie z Zeusem na szczycie Akropolu. Tak to przynajmniej widzi moje pokolenie, kibiców którzy zachłysnęli się NBA w latach 90.

- Nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak grał - przyznają zgodnie Larry Bird i Magic Johnson, ludzie, którzy rozpętali modę na NBA. Kibice dostają gęsiej skórki, gdy gęstą atmosferę hali United Center przecinają pierwszy nuty "Sirius" Alan Parsons Project. Nawet teraz, 22 lata po ostatnim mistrzowskim tańcu Michaela Jordana i Chicago Bulls. "Aaaand from North Carolina, a 6'6" guard, number 23, Michael Jordan!!!".

Zobacz wideo Marcin Gortat o sytuacji na Florydzie: Jest kompletnie inaczej niż przed potężnym huraganem

Jordan czy LeBron?

To właśnie podczas tego ostatniego, mistrzowskiego sezonu, ekipa filmowa dostała zgodę na towarzyszenie Chicago Bulls wszędzie i zawsze. Z jednym, poważnym zastrzeżeniem. Nic nie ukaże się bez zgody Michaela Jordana. Zapieczętowane taśmy musiały długo czekać na zaklęcie zgody MJ'a. Dlaczego akurat teraz?

Według Sopana Deba z "The New York Times", Jordana pchnęła do tego ambicja i niekończąca się dyskusja o tym, kto był lepszym koszykarzem: Michael Jordan czy LeBron James. Zgoda Jego Powietrznej Wysokości niepozornie zazębia się z mistrzowską fetą Lebrona Jamesa w 2016 roku. 10 odcinków "Ostatniego tańca" ma w tej dyskusji zmienić znak zapytania w wykrzyknik.

Zasady Jordana

Żeby nie było żadnych wątpliwości. "Ostatni Taniec" nie jest niezależną produkcją, a należąca do Jordana forma Jump 23 to współproducent dokumentu. Reżyser Jason Hehir przyznał w wywiadzie dla "The Athletic", że musiał na przykład zapytać Jordana o zgodę na wypowiedzi wieloletniego dziennikarza Chicago Tribune, Sama Smitha.

Tego, który opisywał poczynania Jordana od pierwszego dnia w Chicago, kiedy młody chłopak opowiadał mu o swojej historii, prasując w mieszkaniu rzeczy wyciągnięte właśnie z prania. Mieli bardzo dobre relacje do momentu, kiedy Smith porwał się na książkę "Jordan Rules". Od tej chwili wieje między nimi chłodem. Ale na pytanie, czy Sam Smith może się wypowiedzieć, Jordan wypalił "Mam to gdzieś, z kim gadacie". 

Skąd wziął się "Ostatni taniec"?

Tytuł wymyślił trener Bulls, Phil Jackson, który w ten sposób nazwał ich ostatni sezon. Chcąc zmotywować rozbity zespół do ostatniego wysiłku, przekazał wszystkim graczom materiały z takim właśnie tytułem. Pierwszych siedem odcinków pokazuje kolejne miesiące, od października do kwietnia, ósmy i dziewiąty poświęcono ostatnim finałom w karierze Jordana, a dziesiąty będzie podsumowaniem sezonu. W międzyczasie można obejrzeć archiwalne nagrania nie tylko Jordana, ale także Pippena i innych graczy. Producenci bardzo obawiali się, czy nie popsuje to chronologii, ale wszystko zrobili po mistrzowsku.

Pierwsze dwa odcinki łapią od razu za gardło i nie puszczają ani przez chwilę. I taka jest cała seria, twierdzą ci, którzy widzieli całość. Można przekonać się, z jaką niechęcią Jordan rozdeptuje żartami generalnego menedżera Bulls, Jerrego Krausego. Człowieka, który stworzył wielką drużynę i doprowadził do jej rozpadu. Jak intensywną wojnę prowadził z Krause niedoceniany Scottie Pippen. I jaki wycisk Jordan daje kolegom z drużyny. Tu dochodzimy do najmocniejszego punktu całego dokumentu, w którym Jordan tłumaczy samego siebie i bezwzględne "tyranie" wszystkich członków zespołu. 

Cena wygrywania z Jordanem

"Wygrywanie ma swoją cenę (...) Może nie był miłym gościem. Może był tyranem. Tak sobie myślicie, bo nigdy niczego nie wygraliście. Chciałem wygrywać, ale chciałem też żeby oni wygrywali i byli częścią tego wszystkiego. Nie muszę tego robić, robię dlatego że jestem tym, kim jestem. Tak właśnie grałem. To jest moja mentalność. Jeśli nie chcesz grać w ten sposób, to nie graj". Mówiąc to Michael Jordan zaczął dotykać tak głęboko skrywanych emocji, że po 45 minutach rozmowy poprosił o przerwę. To był dopiero pierwszy z trzech długich wywiadów. Rozmowę wznowiono dopiero po dwóch godzinach przerwy. 

Najintensywniejszy sezon w życiu

Tak, Michael Jordan nie znał litości. Był dokładnie taki, jak Terence Fletcher z filmu Whiplash. Rozumiał, że tylko naciskanie innych do granic możliwości zmusi ich do wyjścia ze strefy komfortu i wspięcia się na wyżyny umiejętności. Nie robił tego dla nich, tylko dla siebie. Byli mu potrzebni do wygrywania. Steve Kerr popłakał się po pierwszym wspólnym treningu, z Billem Cartwrightem prawie się pobili, a Scott Burell do dziś wspomina najbardziej wymagający sezon w życiu: "Każdy dzień był tak intensywny, że trudno to sobie wyobrazić" opowiadał o przygodzie z Chicago Bulls.

Michael Jordan musiał wygrywać we wszystko i wszędzie: w golfa, w karty, w koszykówkę, w baseball, w biznesie też musiał być na szczycie. Opętanie wygrywaniem, połączone z niebywałym talentem i pewnością siebie wymykającym się wszelkim skalom, wepchnęło go na piedestał bogów sportu. - Znam wielu celebrytów. Chodzimy na imprezy, spotykamy się w różnych miejscach. Oczywiście ludzie potrafią nas zaczepić, chcą zrobić zdjęcie, czy wziąć autograf. Ale kiedy pojawiam się gdzieś z Michaelem, 200-300 osób po prostu stoi i gapi się w niego jak w obrazek - opowiadał w "The Oprah Winfrey Show" serdeczny przyjaciel Jordana, Charles Barkley.

Dla mnie Michael Jordan pozostanie najpiękniej poruszającym się sportowcem w historii. W "The last dance" można zatańczyć razem z nim nie tylko w ostatnim sezonie Chicago Bulls. I coś mi podpowiada, że Jordan po raz kolejny osiągnie zamierzony cel, a szala dyskusji o przewadze MJ nad Lebronem lub na odwrót, przechyli się mocniej w oczywistą stronę. 

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.