Dziewięć osób zginęło w katastrofie śmigłowca, w tym Kobe Bryant, legendarny koszykarz Los Angeles Lakers, jeden z najlepszych zawodników w historii. Bryant leciał swoim prywatnym helikopterem wraz z ośmioma innymi osobami, m.in. swoją córką Gianną. Maszyna rozbiła się w Calabasas, mieście w hrabstwie Los Angeles w Kalifornii. Choć służby ratunkowe zjawiły się na miejscu zdarzenia niemal natychmiast, nikogo nie udało się uratować.
W nocy z wtorku na środę polskiego czasu amerykańska telewizja CBS opublikowała nagranie z miejsca katastrofy śmigłowca. Wideo nagrał jeden ze świadków tragicznego zdarzenia, który na miejscu wypadku pojawił się zaledwie kilka minut po uderzeniu helikoptera w zbocze góry. - W powietrzu unosił się zapach płonącego paliwa, a dym był tak gęsty, że oddychało się z trudem - w rozmowie z telewizją przyznał autor nagrania, Michael Dyer, który w dniu wypadku wybrał się na wycieczkę rowerową w okolicach Calabasas.
Jak poinformowała telewizja, wideo zostanie wykorzystane jako materiał dowodowy w śledztwie, które ma ustalić przyczynę wypadku. Już teraz wiadomo, że tą przyczyną nie była awaria śmigłowca.
Wszystkie silniki były w dobrym stanie i normalnie funkcjonowały aż do momentu uderzenia w zbocze góry. Nie odnotowano również żadnych innych śladów uszkodzeń helikoptera innych od tych, które powstają w momencie wypadku
- czytamy w raporcie NTSB. Wiele wskazuje więc na to, że do wypadku doprowadził błąd pilota, który miał bardzo ograniczoną widoczność przez gęstą mgłę.