Od kokainy i retransmisji do marketingowego skarbu. Genialny David Stern zmienił NBA

Kiedy Jerry Reinsdorf kupił w 1985 roku Chicago Bulls, zapłacił 16 mln dolarów. Ponad 30 lat później New York Knicks zostało wycenione na cztery mld. Tak zmieniła się NBA, którą przez trzy dekady dowodził genialny pilot - David Stern. Zmarł w Nowy Rok w wieku 77 lat.

Choć komisarzem NBA został w 1984 r., pracował w lidze znacznie dłużej. Zasłynął jako prawnik, sprawę Oscara Robertsona. NBA walczyło wtedy o wpływy z ABA, a koszykarze byli zmuszani do przedłużania umów z tym samym klubem, jeśli wyraził taką wolę. Dzięki Sternowi Oscar Robertson wyswobodził się z kajdan kontraktowego przymusu. NBA wchłonęło też ABA, a Stern otrzymał w 1978 r. rolę głównego doradcy ligi, następnie zastępcy komisarza i w końcu szefa ligi. 

Bird, Magic i Jordan

Nic tak nie napędza sportu, jak wielka rywalizacja. Senna-Prost, Sampras-Agassi, Messi-Ronaldo. Stern trafił na czasy walki Boston Celtics z Los Angeles Lakers i rywalizacji Larry’ego Birda z Magikiem Johnsonem, a do tego na debiut w lidze Michaela Jordana. To prawda. Ale potrafił to wykorzystać i przekuć w sukces, który gromadził przed telewizorami tłumy kibiców. Rywalizacja między Celtics i Lakers była tak napięta, że kiedy młody Magic Johnson pojawił się na lotnisku w Bostonie, był przerażony wrogością służb lotniska Logan. O fanatycznych kibicach tłoczących się przy samych liniach boiska nie wspominając. 

Cezary Trybański: NBA to liga, która niszczy ludzi? Jest mnóstwo pokus, mając takie pieniądze można sobie pozwolić na różne rzeczy [WIDEO]

Zobacz wideo

Narkotyki i straty

Gdy David Stern przejmował stery NBA, liga była w opłakanym stanie. Finały pokazywano z odtworzenia, późnym wieczorem na wschodzie kraju. Przeciętna płaca koszykarzy wynosiła 250 tys. dolarów rocznie (obecnie dziewięć milionów dolarów). W dodatku ligą wstrząsnął skandal, kiedy w 1980 r. Los Angeles Times doniosło, że od 40 do 75 proc. koszykarzy miało kontakt z kokainą. 16 z 23 zespołów NBA przyniosło w tamtym sezonie straty. Stern miał więc nad czym pracować, ale miał też plan promocji ligi. I wiedział, że NBA nie tylko powinno, lecz wręcz musi stać się globalną marką. Dopiął swego, a obecna wartość praw telewizyjnych 40-krotnie przebiła tę z początków jego prezesury i przekroczyła już poziom miliarda dolarów.  

"Oddał mi życie"

Gdy w 2014 r. David Stern przekazywał stery NBA Adamowi Silverowi, zapytano go co uważa, za swoje największe sukcesy. Stern nie miał wątpliwości: "Wprowadzenie Dream Teamu na igrzyska w 1992 roku i rola jaką liga odegrała, gdy Magic Johnson ogłosił nosicielstwo wirusa HIV". Oba wydarzenia splatają się ze sobą, bo przecież w Barcelonie było już wiadomo o chorobie Magica. Poinformował o tym jesienią 1991 roku. Stern stanął za nim murem, dbając o jak najlepszy przekaz dotyczący choroby, edukację innych koszykarzy i kibiców oraz pozwolenie Johnsonowi na grę w meczu gwiazd, a później na igrzyskach. "Oddał mi wtedy życie", powiedział po latach Johnson. Zdjęcie Magica, któremu Stern wręcza puchar MVP po meczu gwiazd, wisiało przed gabinetem komisarza. 

Teatr Bolszoj i The Beatles w jednym

Dream Team stał się hitem igrzysk w Barcelonie i niedoścignionym wzorem dla wszystkich innych reprezentacji USA. "To połączenie Teatru Bolszoj, orkiestry symfonicznej i Beatlesów" pisano o Jordanie, Barkley'u, Birdzie, Magicu i Ewingu. Występ Dream Teamu nie tylko przyczynił się do popularyzacji NBA, ale też otworzył ligę na graczy spoza USA. W 1984 r. koszykarzy spoza Ameryki Północnej można było policzyć na palcach obu rąk. W 2020 jest ich aż 108 z 42 krajów. Liga poszerzyła się również o zespoły z Kanady, a dzięki promocji Yao Minga Chiny stały się dla ligi największym rynkiem poza USA. Trzeba też pamiętać, że to właśnie Stern przyczynił się także do stworzenia ligi WNBA. 

Duszenie, bójka i ustawianie meczów

Nie wszystkie decyzje Davida Sterna były dobrze przyjmowane. Bunt przeciwko syntetycznym piłkom był tak wielki, że wrócono do skórzanych. Kiedy wprowadził dla koszykarzy obowiązkowe schludne stroje przed i po meczach, Allen Iverson grzmiał, że zabija "czarną kulturę hip hopu". Stern nic sobie z tego nie robił, bo wiedział, że wizerunek marki jest ważniejszy od krzykliwych ubiorów i złotych łańcuchów. Miał silną osobowość, wiedział dokąd zmierza i nie dawał sobie w kaszę dmuchać, mówili o nim ludzie, których los skonfrontował z komisarzem. "Był zawsze przygotowany, potrafił używać właściwych argumentów, nigdy nie opuszczał gardy i nigdy nie okazywał słabości. Zawsze się kontrolował, a jego postawa była czasami kluczowa w negocjacjach", opowiadał o Sternie w "USA Today" Ron Klempner, wieloletni adwokat stowarzyszenia koszykarzy. To on rozmawiał z komisarzem w trakcie lockoutów i opisał te rozmowy jednym słowem: "straszne".

Trudne decyzje Sterna

"To nie stanowisko, tylko praca" mawiał o funkcji komisarza. W trakcie tych 30 lat przewodzenia NBA miał kilka momentów, kiedy musiał wziąć sprawy w swoje ręce. "Kiedy Latrel Sprewell dusił trenera P.J. Carlisimo, gdy Ron Artest rzucił się na kibiców oraz gdy wyszła na jaw sprawa sędziego Timiego Donaghy (obstawiał sędziowane przez siebie mecze przyp.red.)", wymienił kiedyś jednym tchem. Sprewell został zawieszony na rok, choć twierdził, że "nie dusił aż tak mocno, skoro Carlisimo mógł oddychać". W sprawie bójki między Pacers i Pistons ukarano w sumie pięciu koszykarzy, którzy stracili 146 meczów i 11 milionów dolarów. Ron Artest został zawieszony na 86 meczów, a jego wpływy zmalały o 5 milionów. Wprowadzono także ograniczenia dotyczące sprzedawanego alkoholu na meczach oraz zwiększono ochronę wokół parkietów. W sprawie sędziego Donaghy NBA poszło na pełną współpracę z FBI, a sędzia trafił na 11 lat za kratki. 

Tylko to NY Knicks

Kiedy w 2014 roku Stern odchodził z NBA, nie zamierzał wcale przejść na emeryturę. Wciąż był konsultantem nie tylko ligi, lecz także wielu funduszy i startupów. Dziwnym trafem jego biuro mieściło się blisko głównej siedziby NBA w Nowym Jorku. Przychodził do pracy o 10 rano, a wychodził o siódmej po południu opowiadała w NY Times jego wieloletnia sekretarka i przyjaciółka Linda Tosi. Przewodził NBA przez 30 lat, co jest rekordem w historii wszystkich północnoamerykańskich lig. 12 grudnia przewrócił się w restauracji na Manhattanie i nie odzyskał już przytomności. Zmarł w szpitalu w otoczeniu rodziny: żony Dianne oraz synów Erica i Andrew. Jedyne, czego nie udało mu się zrobić jako komisarz ligi, to sprawić by ukochane NY Knicks zdobyło mistrzostwo

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.