W ostatnią sobotę Oklahoma City Thunder pogrążyli Cavs, rozbijając finalistów aż 148:124. We wtorek Cavs ulegli kolejnej silnej ekipie z Konferencji Zachodniej, tym razem 102:114 z San Antonio Spurs. Była to ich 11 porażka w ostatnich 15 meczach. Cavs zsunęli się na trzecie miejsce na Wschodzie, mają tylko jedną porażkę mniej niż Miami Heat i ledwie pięć meczów przewagi nad 9. Detroit Pistons.
W tabeli nie jest najlepiej, bo Cavaliers po prostu graja fatalnie. Ich obrona jest na szarym końcu NBA, w ataku poza LeBronem Jamesem trudno wskazać jednego koszykarza, który ma stabilną formę, a atmosfera w zespole jest fatalna.
W poniedziałek koszykarze zorganizowali sobie wewnętrzne spotkanie. Jak podają amerykańskie media, było gorąco, a najwięcej tłumaczyć musiał się Kevin Love, który w meczu z Thunder zagrał tylko trzy minuty, bo źle się czuł, a drugą połowę meczu oglądał z domu. Koledzy mieli mu za złe, że ich opuścił i powątpiewali, czy aby był na pewno aż tak chory, by nie wysiedzieć w hali do końca meczu. - Panowie, byłem chory, nie byłem zdolny do pracy, w takich sytuacjach idziesz do domu - tłumaczył się Love. Koledzy jego wyjaśnienia przyjęli.
Ale na razie atmosfera bardzo się nie poprawiła. A dziennikarze zwracają uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Jak na to, że nikt z drużyny nie pomógł wstać Love'owi, gdy ten został powalony walcząc o pozycję z LaMarcusem Aldridgem.
- Nie ma między nami zaufania na parkiecie. To najgorszy zespół, w jakim byłem - cytuje słowa jednego z koszykarzy Cavs ESPN.
Trener Tyronn Lue po porażce ze Spurs zapowiedział, że dokona zmian w wyjściowej piątce. - Tak, będą zmiany - stwierdził Lue, choć jeszcze dzień wcześniej mówił, że nie są konieczne.
LeBron James i Kevin Love na pewno nie będą zaczynać meczów na ławce, ale pozycja Isaiaha Thomasa, JR Smitha i Jae Crowdera tak pewna nie jest. Smith sam przyznał, że jeśli to on straci miejsce w pierwszej piątce, to przyjmie decyzję trenera ze zrozumieniem, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jego forma jest daleka od idealnej.
Lue może wstawić do pierwszej piątki podkoszowego Tristana Thompsona, kosztem Crowdera. Może też zrezygnować z Thomasa, który dopiero odzyskuje rytm meczowy po kontuzji biodra. Wreszcie, może zastąpić Smitha Wadem. Pytanie tylko, czy to zrobi aż tak wielką różnicę.
Od kilku dni plotkuje się o tym, że przed 8 lutego, czyli zamknięciem okna transferowego, Cavaliers dokonają zmian w składzie. Najgłośniej mówiło się o sprowadzeniu George'a Hilla z Sacramento Kings, który mógłby rozwiązać problemy z prowadzeniem gry, zwłaszcza gdy na boisku są zmiennicy. Prawdopodobnie z drużyny odeszliby wtedy Iman Schumpert i Channing Frye.
Plotkuje się też o tym, że Cavs mogliby być zainteresowani DeAndre Jordanem i Lue Williamsem.
Cavaliers mogliby się wzmocnić bardziej, gdyby zdecydowali się oddać w jakiejś wymianie wybór Brooklyn Nets w tegorocznym drafcie, który do nich należy. Z tym menedżerowie ekipy z Cleveland zwlekają, bo jest to ich rodzaj polisy na wypadek, gdyby LeBron James nie został na kolejny rok w drużynie. Największa gwiazda Cavs w lipcu będzie mogła zmienić klub. A James deklarować, czy zostanie nie zamierza.
Cavaliers w ostatnich latach nie zachwycali w sezonie zasadniczym, ale przed play-off byli już rozpędzeni. W tym roku to rozpędzanie im nie idzie. Latem w zespole doszło do wielu zmian, które wciąż nie wyglądają na wzmocnienia, które mogą dać nadzieje na pokonanie Golden State Warriors, murowanych faworytów do tytułu. A jeśli Cavs szybko czegoś nie odmienią, to i z samym awansem do finału mogą mieć problem.
Drużyny z LeBronem Jamesem w składzie (Miami Heat i Cleveland Cavaliers) w finałach Konferencji Wschodniej w graja nieprzerwanie od 2011 roku. W tym roku Boston Celtics i Toronto Raptors czują, że mają szansę tę serię najlepszego koszykarza świata przerwać.