Wizyta mistrzów NBA i NFL (futbol amerykański) w Białym Domu to tradycja. Po sobotnim oświadczeniu prezydenta USA już wiadomo, że w tym roku nie stanie się jej zadość, jeśli idzie o spotkanie z najlepszymi koszykarzami.
Takie postawienie sprawy przez prezydenta kończy sprawę omawianą przez amerykańskie media od czerwca. Wtedy ekipa Warriors grała w finale NBA, a jej zawodnicy już byli pytani, czy wybiorą się do Białego Domu, jeśli zostaną mistrzami.
Kiedy już zespół z Oakland zdobył tytuł, dowiadywaliśmy się, że między jego szefami a administracją Białego Domu nie ma dialogu, że strony nie ustalają szczegółów spotkania. - Już ktoś pytał, co zrobię, jeśli zdobędziemy mistrzostwo. Wtedy powiedziałem, że nie pójdę do Białego Domu. Teraz nie zmieniłem zdania - mówił wówczas Curry, lider zespołu. Inni zawodnicy nie wypowiadali się wprost, ale też dawali do zrozumienia, że ewentualne spotkanie z kontrowersyjnym prezydentem byłoby dla nich kłopotliwe.
Teraz najwyraźniej doradcy Trumpa doradzili mu, by to on zakończył sprawę. Chociaż istnieje też podejrzenie, że prezydent zareagował emocjonalnie. W piątek Trump w ostrych słowach skrytykował zawodników NFL, którzy wzorem Colina Kaepernicka zaczęli bojkotować amerykański hymn (usiadł w trakcie jego odgrywania, a później wytłumaczył, że w ten sposób wstawia się za czarnoskórymi, którzy są dyskryminowani). Curry stwierdził, że odmawiając wizyty w Białym Domu mógłby wraz z kolegami "zainspirować zmianę w zakresie tego, co tolerujemy w kraju". Serwis Politico.com zauważa, że tę wypowiedź koszykarza w sobotni poranek pokazano w programie "Fox and Friends", a to jedna z ulubionych telewizyjnych pozycji Trumpa. Zaraz po programie ukazał się tweet prezydenta.
"Bob Myers, dyrektor generalny Warriors, informuje, że jeszcze w piątek był w kontakcie z Białym Domem i że wtedy drzwi dla ekipy były otwarte" - czytamy.