O Ballu w okolicach draftu i tuż po nim było głośno przede wszystkim ze względu na komentarze jego ojca, który mówił co mu ślina na język przyniosła, a jego słowa szybko rozchwytywały media. Na debiut Balla czekano z wypiekami na twarzy, ale w swoim pierwszym spotkaniu absolwent były student UCLA nie zachwycił. W meczu przeciwko LA Clippers rzucił pięć punktów (1/11 z gry), miał pięć asyst i cztery zbiórki. Potem było już lepiej.
W starciu z Boston Celtics zaliczył swoje pierwsze triple-double w Las Vegas (11 punktów, 11 zbiórek, 11 asyst), a prawdziwie zachwycił w meczu z Philadelphia 76ers, w którym miał 36 punktów, 11 asyst i osiem zbiórek. W czwartek przeciwko Cleveland Cavaliers utrzymał formę - miał 16 punktów, 12 asyst i 10 zbiórek oraz pięć przechwytów, ale trzeba mu wytknąć też siedem strat i spudłował 14 z 20 rzutów z gry (w tym osiem z dziesięciu trójek).
- Lonzo znów był świetny. 90 procent to jego talent, a 10 procent to dobra gra kolegów - chwalił go trener Jud Buechler, który prowadzi Lakers w Lidze Letniej.
Po jego dwóch triple-double od razu pojawiły się porównania do Russella Westbrooka, który z takich statystyk w ostatnim sezonie uczynił swój znak firmowy. Ball po czterech spotkaniach notuje średnio 17 punktów, 9,8 asysty i 8,3 zbiórki na mecz. Żeby mieć średnie na poziomie triple-double potrzebuje jeszcze kilku rewelacyjnych występów, jeśli Lakers będą wygrywać w play-off Ligi Letniej. W sobotę jego drużyna zagra z Brooklyn Nets.
O Ballu w ostatnich dniach jest też głośno, bo w dwóch ostatnich meczach nie grał w butach własnej marki Big Baller Brand, ale najpierw w obuwiu Nike, a potem Adidasa. - Mogę grać, w czym chcę. W ten sposób manifestuję moją niezależność - powiedział.