NBA. Gortat "zmłotkował" Millsapa, Wall z rekordem, Wizards prowadzą

John Wall pobił swój rekord punktowy w play-off i poprowadził Washington Wizards do zwycięstwa 114:107 w pierwszym meczu pierwszej rundy play-off przeciwko Atlanta Hawks. 14 punktów i 10 zbiórek miał Marcin Gortat.

Gortat zagrał naprawdę dobre spotkanie. Gdy był na parkiecie, zespół wygrał ten fragment meczu różnicą aż 21 punktów (najlepiej w drużynie). Polak trafił siedem z 11 rzutów za dwa, miał 10 zbiórek, z czego aż sześć w ataku. Większość to były, jak to ma ostatnio w zwyczaju, zbicia piłki na obwód, skuteczne. Dołożył też dwa bloki, miał stratę i trzy faule. Tyle o liczbach.

Gortat harował stawiając zasłony i ułatwiając grę swoim kolegom - przede wszystkim Johnowi Wallowi i Bradley’owi Bealowi. Przepychał się ze swoim byłym kolegą z Orlando Magic, czyli Dwightem Howardem. Walczyli i na zasłonach, i pod koszem. Amerykanin nie szczędził Polakowi kuksańców, a ten nie pozostawał bierny. Twardo walczył o swoją pozycję.

W końcówce meczu Gortat zaimponował mocną akcją pod koszem. Dostał dobre podanie od Walla, otoczony przez trzech rywali zrobił zwód, wyszedł w górę i zapakował piłkę potężnie nad Paulem Millsapem. Potem odepchnął rywala, groźnie spojrzał mu w oczy i wykonał w jego kierunku gest „młotkowania” - zaciśniętą pięści uderzył o drugą dłoń. Za to zachowanie został ukarany przewinieniem technicznym, ale na przebieg meczu nie miało to wpływu. Przewaga Wizards była bezpieczna.

Chwilę później pod koszem Polak został uderzony kolanem w głowę przez Taureana Prince’a, chwilę nie podnosił się z parkietu, ale po krótkiej przerwie wrócił do gry. Skończy się pewnie tylko na siniaku.

Wizards wygrali, bo fantastyczne spotkanie zagrał ich lider John Wall. Rzucił 32 punkty (jego rekord w play-off), dołożył do tego 14 asyst. W trzeciej kwarcie de facto „przejął mecz”. Napędzał kontrataki Wizards, trafiał z dystansu, dogrywał do kolegów pod kosz, a przewaga jego drużyny się powiększała. Publiczność, w dość powściągliwym do tej pory Waszyngtonie, po jego akcjach podrywała się z miejsc, a na koniec meczu zgotowała swoim koszykarzom owację na stojąco.

Przyzwoicie zagrał też Beal (21 punktów), choć brakowało mu skuteczności z dystansu (2/11 za trzy punkty). 21 punktów dorzucił też Marieff Morris, który przez cały mecz ścierał się z liderem Hawks Millsapem, a Otto Porter miał 10 punktów i dziewięć zbiórek.

Drużynie z Waszyngtonu, która przewagę własnego parkietu w play-off ma pierwszy raz od lat 70., w pierwszy meczu z Hawks nie było jednak łatwo. Co Wizards budowali dwucyfrową przewagę, to rywale ich doganiali. W pierwszej połowie Hawks nawet wyszli na prowadzenie (39:31) po tym, jak rezerwowi Wizards mieli problemy zarówno ze zdobywaniem punktów, jak i grą w obronie. Po przerwie trener Scott Brooks już ani na moment nie pozwolił sobie, by na parkiecie nie było ani jednego gracza pierwszej piątki. Efekt? Gdy na początku trzeciej kwarty Wizards odzyskali prowadzenie, to nie oddali go do końca meczu.

Hawks w grze utrzymywały rzuty wolne (oddali ich o 22 więcej od Wizards) - pokłosie dość agresywnej gry Wizards w pierwszej połowie, a także odważnie grający rozgrywający Dennis Schroeder, który rzucił 25 punktów i miał dziewięć asyst. 19 punktów dorzucił jeszcze Millsap.

Rywalizacja w play-off NBA toczy się do czterech zwycięstw. Wizards prowadzą 1–0. Mecz numer dwa o godz. 1 w nocy ze środy na czwartek polskiego czasu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA