Bryant na mecz z Jamesem się szykował. W ostatnich dniach narzekał na uraz barku, ale w czwartek nie było widać, żeby cokolwiek mu doskwierało. Rzucił 26 punktów trafiając 11 z 16 rzutów z gry. Dołożył jeszcze pięć zbiórek i dwie asysty, a gdy schodził z parkietu w końcówce czwartej kwarty dostał owację na stojąco od kibiców w Staples Center.
Bryant przez większość meczu rywalizował indywidualnie z Jamsem, grając w ataku wręcz prowokował starcia jeden na jednego.
James odpowiadał niemal na każdy atak Bryanta. Gdy rywal rzucał punkty, ten od razu chciał się odegrać. Choć mecz zakończył z 24 punktami, o dwa mniej niż Kobe, to miał siedem asyst i pięć zbiórek, a do tego jego zespół pewnie wygrał to spotkanie.
Najlepszym strzelcem Cavaliers w czwartkowym meczu był Kyrie Irving, który rzucił 26 punktów. 21 dołożył Channing Frye, który do zespołu dołączył w lutym. W Lakers, poza 26 punktami Bryanta, wyróżnił się debiutant D'Angelo Russell, który miał 24 punkty, pięć asyst i cztery zbiórki.
Cavaliers Jamesa z bilansem 46-18 są najlepszą drużyną Konferencji Wschodniej. Lakers, którzy wygrali tylko 14 z 66 dotychczas rozegranych meczów, są na dnie Konferencji Zachodniej i szans na play-off nie mają. A to oznacza, że więcej pojedynków Bryant - James nie będzie. Bezpośrednio rywalizowali 22-krotnie, ale nigdy nie spotkali się w play-off. Szansa na to byłą tylko w finałach, ale nigdy drużyny Jamesa i Bryanta w tym samym roku do decydującej fazy nie doszły. Bryant zagrał w siedmiu finałach (zawsze z Lakers), zdobył pięć tytułów. James ma sześć finałów w CV, ale mistrzem na razie został tylko dwukrotnie (z Miami Heat w 2012 i 2013 roku).
Loga klubów NBA w wersji animowanej, czyli kultowe bajki lat 80-tych w herbach. Genialne! [ZDJĘCIA]