NBA. Jak daleko Warriors są od rekordu Lakers?

23 zwycięstwa z rzędu czy jednak 27? W USA toczy się debata o to, która seria Golden State Warriors ma tak naprawdę znaczenie i kiedy mistrzowie NBA będą mieli szansę dorównać osiągnięciu Los Angeles Lakers z lat 70.

Bicie rekordów to specjalność Golden State Warriors w tym sezonie. Już rozprawili się z najlepszym początkiem rozgrywek w historii - do tej pory było to 15. kolejnych wygranych bez porażki, a oni mają już tych zwycięstw 23 i pędzą po kolejne. Zaliczyli też najlepszy wyjazdowy bilans początku sezonu (13-0) i powoli zbliżają się do najlepszej zwycięskiej serii w historii - w sezonie 1971-72 Los Angeles Lakers wygrali 33 kolejne mecze. Nie powtórzył tego nikt.

Ale ilu dokładnie zwycięstw brakuje Warriors do wyczynu Lakers? Dziesięciu czy sześciu? Tu zdania są podzielone, a sytuacji nie ułatwia sama NBA.

Oficjalnie liga uznaje dwa rodzaje serii - jednosezonowe, czyli bierze pod uwagę tylko konkretny sezon. Według tej metody liczenia Warriors mają 23 wygrane mecze z rzędu, do Lakers brakuje im 10. Ale jest też drugi rodzaj serii, do której zlicza się kolejne mecze z więcej niż jednego sezonu regularnego - w ten sposób liczyło się mecze Kyle'a Korvera z przynajmniej jednym celnym rzutem z dystansu. I według tego drugiego rodzaju serii Warriors zwycięstw mają aż 27 (do 23 z tego sezonu dochodzą jeszcze cztery z poprzedniego sezonu regularnego).

Liga oficjalnie nie uznaje żadnego ze sposobów za lepszy, raczej przygląda się temu, co podchwycą media i kibice. A w ostatnich dniach głośniej było o tej większej liczbie (27). I NBA ten trend podchwyciła, bo kolejne wygrane Warriors i przybliżanie się do historycznych wyczynów tylko zwiększają zainteresowanie nie tylko meczami najlepszej drużyny i całej ligi. To przyciąga uwagę kibiców i mediów w czasie, w którym zazwyczaj NBA jeszcze takiego zainteresowania nie wzbudza.

Ale czy to właściwa droga?

Rekordowa seria Lakers miała miejsce w sezonie 1971-72. Ekipa z LA wygrała 33 mecze między 5 listopada 1971 roku a 7 styczniem 1972 roku. Miami Heat, którzy na liście wszech czasów zajmują drugie miejsce, wygrali 27 kolejnych spotkań w sezonie 2012-13 (między 3 lutego a 25 marca 2013 roku). Tyle samo wygranych mają Warriors, jeśli doliczymy im cztery wygrany z końcówki poprzedniego sezonu regularnego. A to się wielu nie podoba.

Pomysł liczenia serii z dwóch sezonów krytykowano ostatnio w USAToday.com, a autorzy programu The Starters w stacji NBA TV urządzili nawet pikietę w studiu domagając się liczenia zwycięstw Warriors według reguły: jedna seria - jeden sezon. Argumenty? Między czterema zwycięstwami z poprzedniego i obecnego sezonu minęło sześć miesięcy, po drodze była faza play-off, w której Warriors przegrali pięć meczów, zmienił się trener (Luke Walton zastępuje leczącego się Steve'a Kerra), a Lakers i Heat swoje zwycięskie serie miały w trakcie jednego sezonu. Do tego w innych wielkich amerykańskie ligi - MLB, NFL i NHL - do zespołowych rekordów liczy się tylko dokonania z jednego sezonu. Tak było choćby w NFL w 1972 i 2007 roku, gdzie Miami Dolphins, a potem New England Patriors kończyli sezon bez porażki.

NBA do zdecydowanego wyprostowania sprawy się nie kwapi. Wystarczy rzut oka na terminarz meczów Warriors, by zobaczyć, dlaczego. Jeśli mistrzowie NBA do Bożego Narodzenia się nie potkną, to ich świąteczny mecz z Cleveland Cavaliers, czyli pierwsze starcie tych drużyn od czerwcowych finałów, transmitowany w ogólnokrajowej telewizji, będzie 33. meczem w zwycięskiej serii (licząc z poprzednim sezonem) - Warriors będą mieli szansę wtedy rekord Lakers wyrównać. A w razie wygranej już trzy dni później zagrają z Sacramento Kings i będą mogli ustanowić nowy rekord.

Jeśli jednak uznamy za ważniejszą 23-meczową serię, to wtedy lakersowy rekord będą mogli wyrównać 2 stycznia z Denver Nuggets, a pobić dwa dni później z Charlotte Hornets. A świąteczny mecz z Cavaliers będzie spotkaniem numer 27.

Zobacz wideo

Follow @mikelwwa

Rozpoznasz gwiazdę NBA po tatuażach? [QUIZ]