Wyniki oglądalności tegorocznych zmagań przeszły najśmielsze oczekiwania. Tylu widzów w ostatniej dekadzie nie oglądało finałowych zmagań wielkiej trójki z Miami w ostatnich czterech latach czy potyczek Los Angeles Lakers z Boston Celtics w 2008 i 2010 roku. Pierwszy mecz zakończony dogrywką zebrał 10,6 procent całej widowni. Jeszcze więcej osób widziało niedzielny mecz numer dwa, bo aż 12,9 procent - agencja Nielsen wyliczyła, że spotkanie oglądało 18,8 mln widzów, a w szczytowym momencie nawet 24,4 mln i to mimo że dogrywka nałożyła się na niezwykle popularny serial Gra o Tron oraz rozdanie Tony Awards.
12,9 procent widowni to najlepszy wynik nie tylko, odkąd finały pokazują stacje ESPN i ABC (2003 rok), ale od czasów finałowych potyczek Michaela Jordana i jego Chicago Bulls. Rekordową oglądalność zanotował szósty mecz finałów Bulls - Jazz z 1998 roku, który oglądało 18,7 procent gospodarstw domowych w USA.
Skąd taka oglądalność? To efekt zestawu finałowych drużyn - Cleveland Cavaliers z najlepszym koszykarzem świata LeBronem Jamesem oraz Golden State Warriors, którzy mieli imponujący sezon zasadniczy, a ich lider Stephen Curry, który został wybrany na MVP sezonu zasadniczego, szybko stał się jedną z największych gwiazd ligi. James i Curry to także dwaj najpopularniejsi gracze ligi w tym sezonie - oni zebrali najwięcej głosów w głosowaniu na pierwsze piątki Meczu Gwiazd, to koszulki z ich nazwiskami na plecach sprzedają się w tym sezonie najlepiej.
W finale NBA Cleveland Cavaliers prowadzą 2-1 z Golden State Warriors. Mecz numer cztery w nocy z czwartku na piątek polskiego czasu. Transmisja TV w Canal+ Sport.