NBA. Matthew Dellavedova bohaterem z drugiego planu

Miał zastąpić Kyrie Irvinga, napsuć krwi Stephenowi Curry'emu. I z tych zadań wywiązał się perfekcyjnie. W końcówce błysnął sprytem i obok LeBrona Jamesa to Matthew Dellavedova był bohaterem Cleveland Cavaliers, którzy w drugim meczu finału NBA po dogrywce pokonali 95:93 Golden State Warriors.

- To gość, którego całe życie ktoś skreślał - powiedział o Dellavedowie LeBron James. Coś w tym jest. Australijski rozgrywający łatwej drogi do NBA nie miał. W 2013 roku nie dostał się do najlepszej ligi świata przez draft, ale udało mu się przekonać władze Cleveland Cavaliers ciężką pracą i dobrą grą na Lidze Letniej i obozie przedsezonowym. W Cavs jest graczem drugoplanowym, pokornie czeka na swoje szanse, ale gdy już je dostaje, to wyciska z nich, ile się da.

Taka szansa trafiła mu się w finale. Cavaliers stracili swojego podstawowego rozgrywającego Kryie Irvinga, który przez kontuzję kolana w tym sezonie już nie zagra. W jego miejsce do pierwszej piątki awansowany został 24-letni gracz z Australii. Nie pierwszy raz w tych play-off, bo Dellavedova całkiem przyzwoicie zastępował Irvinga i w sezonie zasadniczym, i w serii z Atlanta Hawks, ale teraz zadanie miał najwyższej próby, bo rywalem australijskiego rozgrywającego był najlepszy gracz sezonu zasadniczego Stephen Curry.

Dellavedova miał przeciętną pierwszą połowę, błyszczeć zaczął po przerwie i w dogrywce. W doliczonym czasie gry najpierw popisał się niesamowitą zbiórką w ataku i próbą dobitki, gdy sprytnie wskoczył między wyższych rywali i wymusił faul (trafił oba rzuty wolne), a w kolejnej akcji skutecznie wybronił akcję Curry'ego, zmuszając go do niecelnego rzutu z półdystansu.

W meczu Dellavedova zdobył dziewięć punktów (wszystkie w czwartej kwarcie i dogrywce), miał pięć zbiórek, trzy przechwyty i asystę, ale też aż sześć strat i 3/10 z gry. To, czym zaimponował, to obrona i spryt.

Curry kryty w ataku pozycyjnym przez Dellavedovę nie zdobył nawet punktu, spudłował osiem rzutów z gry i miał cztery straty. Australijczyk nie odstępował go na krok. Przeciskał się na zasłonach, stał tak blisko Curry'ego, że ten cały czas czuł jego oddech, utrudniał rzuty, jak tylko mógł. I to przyniosło skutek. MVP zagrał najgorszy mecz w tym sezonie, a gdy był przy nim Dellavedova, nie wychodziło mu nic. - To wszystko sprawka Delly'ego. On był dziś spektakularny - komplementował Dellavedowę LeBron James.

- Bronił, zbierał, trafiał, gdy tego potrzebowaliśmy. Zrobił dla nas wiele. Wiedzieliśmy, że możemy na niego liczyć - dodał James.

W finale NBA jest remis 1-1. Na dwa kolejne spotkania rywalizacja przenosi się do Cleveland. Kolejny mecz w nocy z wtorku na środę, transmisja TV w Canal+ Sport.

Więcej o: