Znów emocje w serii Clippers - Spurs. Będzie mecz nr 7 w Los Angeles!

Chris Paul i Blake Griffin tym razem w końcówce zagrali świetnie i poprowadzili Los Angeles Clippers do wygranej 102:96 w San Antonio ze Spurs. W znakomitej serii pierwszej rundy play-off jest remis 3:3. Decydujący siódmy mecz - w sobotę w Los Angeles.

W czwartek Clippers byli pod ścianą - po porażce w meczu nr 5 u siebie musieli wygrać w San Antonio, by wciąż mieć szansę na awans. I dokonali tego dzięki swoim gwiazdom - Griffin zdobył 26 punktów, miał 12 zbiórek, sześć asyst, cztery bloki i ani jednej straty, natomiast Paul uzyskał 19 punktów, 15 asyst i cztery przechwyty.

Ale, co najważniejsze, obaj świetnie grali w końcówce.

Broniący tytułu Spurs, znani z tego, że w kluczowych momentach podejmują dobre decyzje i z zimną krwią podchodzą do najtrudniejszych sytuacji, tym razem byli pod tym względem o poziom niżej niż Clippers. Griffin i Paul, do których można było mieć pretensje za przegrane końcówki poprzednich spotkań, w ostatnich minutach czwartkowego meczu właściwie nie popełniali błędów. Pierwszy w czwartej kwarcie zdobył osiem punktów, drugi - siedem. I za każdym razem, gdy Spurs się zbliżali, któryś z nich trafiał do kosza.

Mimo że wynik decydował się w końcówce spotkania, wcześniej obie drużyny miały imponujące zrywy - w pierwszej kwarcie 24:17 prowadzili Clippers, ale w drugiej, po niesamowitej serii czterech trójek Marco Belinellego, to Spurs wyszli na prowadzenie 41:32. Wtedy przebieg meczu znów się jednak odwrócił, bo na przełomie połów to goście mieli zryw 30:12 i po trójce Matta Barnesa wygrywali 62:53.

W trzeciej kwarcie w Clippers zaczęli rozkręcać się Griffin (szybkie 10 punktów) i Paul (pierwsze trafienia z gry, do przerwy miał 0/7), ale gospodarze opanowali kryzys i mozolnie odrabiali straty. Po raz kolejny bardzo dobrze, wszechstronnie grał Boris Diaw (17 punktów, cztery zbiórki, pięć asyst), Patty Mills trójką wyrównał na 70:70, ale Paul nie pozwolił wyjść Spurs na prowadzenie.

I tak ten mecz wyglądał do końca - gospodarzom, wśród których zawodzili gracze pierwszopiątkowi (po 12 punktów Tima Duncana i Kawhiego Leonarda, osiem Tony'ego Parkera), ciągle czegoś brakowało. Spurs grali trochę jak nie oni, bo nie chodziło tylko o brak skuteczności, ale też - a może przede wszystkim - o brak dobrych decyzji w obronie i w ataku. Gospodarze, nie wiedzieć czemu, zrezygnowali nawet z nielubianej, ale skutecznej momentami taktyki specjalnego faulowania DeAndre Jordana, który nie potrafi rzucać z linii wolnych.

Mistrzowie walczyli oczywiście do końca, w ostatnich dwóch minutach Belinelli (zdobył 23 punkty, najwięcej w zespole) trafił dwie szalone trójki (w meczu miał 7/11) i Spurs zbliżyli się na 96:98 na 14,5 sekundy przed końcem. Ale faulowany Jamal Crawford wykorzystał dwa wolne, a Spurs rozegrali zbyt długą akcję i nie zdobyli już punktów. Ostatecznie przegrali 96:102.

Mecz nr 7 odbędzie się w sobotę w Los Angeles. Jego zwycięzca w drugiej rundzie play-off na Zachodzie zagra z Houston Rockets.

źródło: Okazje.info

Kto wygra mecz nr 7?
Copyright © Agora SA