NBA. Eureka! Washington Wizards odkryli Marcina Gortata

Na nieco ponad dwa tygodnie przed startem play-off w Waszyngtonie nie powinno być zbyt wielu powodów do optymizmu. Medialna wymiana zdań Gortata z Bealem i Wittmanem o roli polskiego środkowego, czy John Wall mówiący o swoim trenerze per ?pan Wittman? to tylko przykłady tego, że zbudowany w zeszłym roku duch drużyny już gdzieś się ulotnił. Świetne statystyki i wygrana ze słabeuszem znaczą niewiele - pisze dziennikarz Sport.pl Michał Owczarek.

"Popisowy mecz Gortata w NBA", "Jeden z najlepszych w karierze", "Wyśmienity, najlepszy w sezonie" - tak piszą polskie media po meczu Washington Wizards z Philadelphia 76ers, w którym Marcin Gortat rzucił 24 punkty, trafiając 10 z 11 rzutów z gry, miał 14 zbiórek i trzy asysty. Świetne osiągnięcia statystyczne, tyle że w starciu z jedną z najsłabszych drużyn w NBA. Każdy dobry mecz Gortata mnie cieszy, jednak powierzchowność i krótkowzroczność w opisywaniu jego dokonań bywa straszna. Gortat w karierze zagrał przynajmniej 30 lepszych meczów, w których statystyki miał o wiele gorsze. ALE: z silniejszymi rywalami, w starciach, gdzie stawka była o wiele większa, a rola Gortata wręcz kluczowa dla sukcesu drużyny. Z całym szacunkiem dla 76ers, ale dla Gortata i Wizards wysoka wygrana i świetne statystyki w takim meczu to obowiązek.

Taką postawę w polskich mediach jeszcze można poniekąd zrozumieć i wytłumaczyć np. chęcią przyciągnięcia czytelnika. Co ciekawe, dość podobnie na grę Gortata zareagowali w Waszyngtonie. Przeczytajcie, co po tym meczu mówią koszykarz i trener Washington Wizards. - On musi więcej rollować w kierunku kosza, zamiast odchodzić stamtąd. Ma świetne ręce, umie wbić się pod kosz. To był jeden z jego lepszych meczów pod tym względem - mówi trener Randy Wittman. Jeszcze dalej w swoim wywodzie idzie Bradley Beal: - Robił tak w poprzednim sezonie, kończył spod obręczy, gdy tylko rzucaliśmy mu piłkę. Musi robić to nadal.

Można odnieść wrażenie, że odkryli Gortata na nowo. Eureka!

Gortat, który już kilka razy narzekał na rolę w zespole, zapytany o te słowa kolegi i trenera odpowiedział po chwili zastanowienia spokojnie, ale i celnie: - Po prostu podawali mi piłkę. Robiłem to samo, co w każdym meczu. To sport zespołowy. Jeśli zaangażujesz swojego wysokiego w grę, to ja będę produktywny.

Philadelphia 76ers najlepiej broniącym zespołem w NBA nie są. Młoda drużyna popełnia jeszcze mnóstwo błędów, a w środę Wizards i Gortat je wykorzystali. Naprawdę, polski środkowy w każdym meczu stawia dziesiątki zasłon, często po nich obraca się w stronę kosza, ale coraz rzadziej ma możliwość wykorzystania swoich atutów i forsuje rozwiązania, w których nie jest specjalistą. Dlaczego? Bo nie tylko drużyny z czołówki doskonale wiedzą, że Gortat świetnie spisuje się w akcja typu pick'n'roll i są na takie akcje przygotowane. Mocne zasłony, ścięcie do kosza i wykończenie - to jedne z jego firmowych zagrań. W NBA wiedzą też, że Wizards seryjnych strzelców z dystansu po prostu nie mają, więc piłka na obwód nie zostanie odrzucona. Jaki wniosek? Wizards dość łatwo ograniczyć. Często Gortat mimo dobrej zasłony ma zamkniętą drogę do kosza (choć próbuje rollować), a będący z piłką np. John Wall zmuszany jest do rzutu z półdystansu, często niecelnego. Innych opcji nie ma.

Oglądając Wizards mam wrażenie, że są niewolnikami tego, jak zagrają rywale. Że to defensywa przeciwników często decyduje o tym, jaki rzut oddają gracze z Waszyngtonu. Że przespali ostatnie miesiące i lata. Jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, jak zmienia się koszykówka w NBA. Że unika się rzutów z dalekiego półdystansu (5-6 metr), bo to nieefektywne. Że liczy się mobilność, wymienność pozycji i rzuty z dystansu. Wizards sprawiają wrażenie, jakby pozostali w poprzedniej erze, a do tego nie są w tym do końca dobrzy.

Naprawdę, są drużyny w NBA, które potrafią takich mobilnych centrów wykorzystać częściej niż od wielkiego dzwonu. Wizards wiedzą, jakie są atuty Polaka, mówili o tym, gdy go sprowadzali, ale korzystają z nich zbyt rzadko. Żeby polski środkowy miał więcej możliwości zdobywania łatwych punktów spod kosza, potrzebuje tam więcej miejsca. W NBA jest takie modne od jakiegoś czasu słowo "spacing" - nim opisuje się to, jak gracze są rozprzestrzenieni, gdzie znajdują się na parkiecie, czy nie dublują pozycji. W Wizards to słowo jest chyba zakazane. Nie trzeba oddawać setek rzutów za trzy w meczu, wystarczy, że przeciwnik zdaje sobie sprawę z takiego zagrożenia i musi się do niego dostosować. Teraz tak naprawdę widać, ile Wizards stracili po odejściu Trevora Arizy, który samą swoją obecnością na obwodzie rozciągał defensywę rywali.

Na nieco ponad dwa tygodnie przed startem play-off w Waszyngtonie nie powinno być zbyt wielu powodów do optymizmu. Od stycznia zespół gra zdecydowanie poniżej oczekiwań, a mecze z czołowymi drużynami zachodu i wschodu pokazały, jak archaiczną koszykówkę gra zespół z Waszyngtonu. Do tego, w zespole chyba też nie dzieje się zbyt dobrze. Medialna wymiana zdań Gortata z Bealem i Wittmanem o roli polskiego środkowego, czy John Wall mówiący o swoim trenerze per "pan Wittman" to tylko przykłady tego, że zbudowany w zeszłym roku duch drużyny gdzieś się ulotnił.

źródło: Okazje.info

Więcej o: