NBA. Tiki-taka z San Antonio

Najlepszy koszykarz na świecie LeBron James nie miał nic do powiedzenia w finale NBA. Znakomici San Antonio Spurs rozbili jego Miami Heat 4-1 i wywalczyli piąte mistrzostwo w erze Tima Duncana.

"Duncan, Ginóbili oraz Parker mają odpowiednio 35, 34 i 29 lat i choć są w najlepszym wieku, by odnosić sukcesy, schorowane kości i mięśnie ograniczają ich możliwości. Era Duncana zmierza do końca" - napisałem w "Gazecie Wyborczej" w 2011 roku. Nie byłem jedynym. - Gdybyśmy was słuchali, byłoby po nas już w 2008 roku - odpowiadał rozgrywający Spurs Tony Parker. - Ludzie mówią, że jesteśmy starzy. I mają rację, jesteśmy. Ale gramy dobrze, gramy razem i co roku walczymy o tytuł - dodawał Manu Ginóbili.

"Walczą" to dobre słowo. Rok temu prowadzili z Heat 3-2 i mieli przewagę w końcówce szóstego meczu, ale ją spaprali, wypuścili szansę. Przegrali finał 3-4. - Potraktowaliśmy tę porażkę jako motywację, ona dodała nam siły - powtarzali potem gracze z San Antonio. W niedzielę pokonali Heat 104:87 i ostatecznie rozłożyli na łopatki obrońców tytułu. Różnica 70 punktów na korzyść Spurs w całym finale jest rekordowa w historii, zespół prowadzony od 18 lat przez świetnego trenera Gregga Popovicha już wymienia się obok wielkich Boston Celtics, Los Angeles Lakers, Chicago Bulls. I nie tylko dlatego, że w rozpoczętej w 1997 roku erze Duncana Spurs zawsze grali w play--off, że - nie licząc skróconego lokautem sezonu 1998/99 - za każdym razem wygrywali minimum 50 spotkań, że zdobyli pięć tytułów w 15 lat. Także dlatego, że ich styl gry zbliżył się do perfekcji.

Akcja z meczu nr 3 w Miami: Kawhi Leonard podał piłkę na skrzydło do Ginóbilego, ten szybko oddał ją do Tiago Splittera stojącego na wprost kosza. Brazylijczyk od razu przekazał ją na drugie skrzydło do Parkera. Francuz zagrał ją krótko do swojego rodaka Borisa Diawa i obiegł go w kierunku linii końcowej. Dostał piłkę z powrotem, wbiegł z nią pod kosz, pod który kierował się, absorbując obrońców, Splitter. W tym samym momencie Ginóbili robił zwód na obwodzie, którym gubił swojego rywala. Argentyńczyk błyskawicznie skierował się w stronę obręczy, dostał idealne podanie od Parkera, zdobył punkty. - Mam nadzieję, że dzieciaki i trenerzy młodzieży będą to oglądać bez końca - ekscytował się komentujący mecz w ESPN Jeff Van Gundy.

I tak grają Spurs. Porównanie do piłkarskiej tiki-taki w wykonaniu Barcelony sprzed kilku lat da się obronić. Duża liczba podań, ciągły ruch, zmiany pozycji, szukanie lepiej ustawionego kolegi sprawiają, że nawet najlepsze defensywy w końcu popełniają błędy. Na dodatek klub słynie z selekcji dokładnie takich graczy, jakich wymaga ten styl gry - szuka ich na całym świecie, sprawdza gotowość do poświęceń, wybiera wszechstronnych, którzy odnosili sukcesy w swoich krajach, bada nawet stopień poczucia humoru.

W gronie weteranów Spurs potrafili wychować ich następcę, nowego lidera. 22-letni Kawhi Leonard został trzecim najmłodszym MVP finału w historii ligi. Zdobywał w nim średnio 17,8 pkt oraz skutecznie ograniczał Jamesa. Najlepszy koszykarz na świecie na swoje punkty (średnio 28,2) musiał ciężko pracować.

Spurs Duncana i Popovicha nie udało się jedno - obrona tytułu. Po mistrzostwach w 1999, 2003, 2005 i 2007 roku przychodziły sezony bez choćby finału. Wciąż mają coś do udowodnienia i dopóki 38-letni Duncan i jego wielki trener nie ogłoszą zakończenia kariery, już nigdy nie napiszę, że ich era się kończy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.