Finały NBA. Niesamowita kwarta Spurs. James przegrał z własnym ciałem

W gorącej z powodu awarii klimatyzacji hali AT&T Center San Antonio Spurs pokonali Miami Heat 110:95 w pierwszym meczu finału NBA. Gospodarze zagrali niesamowicie w czwartej kwarcie, wykorzystali problemy lidera Miami Heat LeBrona Jamesa, który przez skurcze ostatnie minuty spotkania oglądał z ławki rezerwowych.

- Przestaliśmy tracić piłkę, zaczęliśmy lepiej współpracować i znajdować graczy na wolnych pozycjach. Wcześniej mieliśmy z tym spore problemy - mówił po meczu Tim Duncan. Jego Spurs wygrali mecz mimo aż 22 strat. Wszystko dzięki niesamowitej czwartej kwarcie.

W ostatnich 12 minutach meczu rzucili aż 36 punktów, tracąc tylko 17. Trafili 14 z 16 rzutów z gry, w tym aż sześć rzutów z dystansu. Na początku czwartej kwarty przegrywali sześcioma punktami, by wygrać różnicą 15. Mecz zakończyli niesamowitą serią punktową 31:9.

- Zaczęli trafiać, my popełniliśmy kilka błędów, a oni na tym skorzystali - mówił o końcówce spotkania Dwyane Wade.

Spurs na pewno nieco pomogły problemy lidera Miami Heat. LeBron James z powodu skurczów w nodze przez ostatnie siedem i pół minuty meczu niemal nie grał. Na jego twarzy było widać ogromny grymas bólu. James próbował wrócić do gry, ale po jednej z akcji, gdy minął Borisa Diawa i zdobył punkty po wejściu pod kosz, nie mógł ustać na nodze. Zejść z parkietu pomogli mu koledzy, końcówkę meczu oglądał z ławki, a przed końcową syreną został odprowadzony do szatni.

- On chciał wrócić na ostatnie minuty, ale powiedziałem mu: "Nawet o tym nie myśl" - mówił na konferencji prasowej trener Heat Eric Spoelstra. - Widzieć lidera utykającego w kierunku ławki, to był dla nas spory cios - dodał.

- Gdy zobaczyliśmy, że James prosi o zmianę, staraliśmy się jeszcze bardziej podkręcić tempo. Gdy z boiska schodzi najlepszy koszykarz świata, musisz to wykorzystać - mówił Tony Parker.

James rzucił 25 punktów, miał sześć zbiórek i trzy asysty. Był najlepszym graczem Heat, mnóstwo energii dawał w obronie. Po jego zejściu defensywa mistrzów NBA się rozsypała, a Spurs momentalnie zaczęli to wykorzystywać.

- Nie chcesz, żeby komuś stała się krzywda, ale my byliśmy skupieni na wygraniu meczu, odzyskaniu prowadzenia - mówił Duncan.

38-letni podkoszowy rzucił w meczu 21 punktów, trafiając dziewięć z dziesięciu rzutów z gry. Miał też dziewięć zbiórek i trzy asysty. 19 punktów i osiem asyst dołożył Tony Parker, a 16 punktów z ławki dorzucił Manu Ginobili. W niesamowitej czwartej kwarcie przebudził się Danny Green, który zdobył w ostatniej części meczu 11 ze swoich 13 punktów. Błysnął chwilę po tym, jak zszedł James - zdobył osiem punktów w niespełna dwie minuty, wykorzystując błędy obrony rywala.

Przez cały mecz obie drużyny musiały się zmagać z potwornym gorącem. W hali AT&T Center nawaliła klimatyzacja i w środku było jak w saunie. - Obie drużyny musiały zmagać się z takimi warunkami - stwierdził Spoelstra. W trakcie meczu gracze narzekali, że jest im duszno, siedzieli obłożeni lodem. - To na pewno miało wpływ na grę, ale wszyscy czuliśmy ten upał i jesteśmy odwodnieni - mówił Duncan. - Grałem już w większym upale, ale nie w finałach NBA - powiedział Wade.

- Oni nas złamali. Lepiej egzekwowali zagrywki - stwierdził Chris Bosh, który rzucił 18 punktów i miał dziewięć zbiórek. 19 punktów dla Heat dodał Wade, a 16 miał Ray Allen.

Dla Spurs było to ósme zwycięstwo z rzędu w play-off przed własną publicznością różnicą przynajmniej 15 punktów. To najdłuższa taka seria w historii NBA.

Spurs wygrali pierwszy mecz tegorocznych finałów i prowadzą w rywalizacji do czterech zwycięstw. Drugie spotkanie w nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu o godz. 2. Transmisja w Canal+ Sport.

Człowiek-jednorożec, człowiek-koszykowa piłka... Festiwal osobliwości w NBA i NHL [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Agora SA