David Stern - człowiek, który ruszył NBA. Szef ligi odchodzi po 30 latach

Gdy zaczynał, na trybunach było pusto, w lidze grali koszykarze uzależnieni od kokainy, a finały retransmitowano w środku nocy

- Czuję się świetnie i uwielbiam tę pracę, ale pora zająć się czymś innym - ogłosił w 2012 r. Stern, którego kadencja jest najdłuższą w historii wśród komisarzy amerykańskich lig zawodowych. 72-letni szef NBA zapowiedział, że ustąpi ze stanowiska 1 lutego 2014 r., a jego miejsce zajmie długoletni współpracownik i dotychczasowy zastępca Adam Silver.

Szczęściarz czy wizjoner?

Na początku lat 80. NBA przeżywała zapaść. 16 z 23 klubów przynosiło straty, a frekwencja spadała - w sezonie 1980/81 hale wypełniały się w 58 proc. Mecze finału z 1980 r., w którym Earvin "Magic" Johnson poprowadził do mistrzostwa Los Angeles Lakers, odtwarzano w telewizji przed północą. W 1982 r. "Los Angeles Times" pisał, że 75 proc. koszykarzy NBA zażywa narkotyki.

W biurze ligi w Nowym Jorku pracowało 30 osób - jedna w dziale PR, trzy w marketingu. Sponsorzy? - Jeśli dostawałeś pół godziny, by przekonać któregoś do związania się z NBA, przez pierwsze 20 minut musiałeś przekonywać, że nie wszyscy koszykarze są narkomanami - tłumaczył były pracownik ligi.

Stern, syn sklepikarza z Nowego Jorku, który skończył historię i prawo, już od 1966 r. miał styczność z NBA jako pracownik firmy obsługującej ligę. Po 12 latach stał się jej głównym prawnikiem, od 1980 r., jako wiceszef NBA, pracował przy projektach reform, które miały ją uzdrowić.

Najpierw ligę oczyścił - wprowadzone w 1983 r. ograniczenie płac zapobiegło przepłacaniu koszykarzy, a pionierskie w amerykańskich ligach testy antynarkotykowe wykluczyły uzależnionych i poprawiły image NBA. Potem ligę ulepszył - odmienił podupadający weekend gwiazd, dodając do niego konkursy wsadów i rzutów za trzy punkty. Wprowadził także imprezy dla sponsorów, których szukali już nowi, młodzi pracownicy. Klucz do rekrutacji? Miłość do koszykówki i długich dni pracy.

Ale Stern miał też szczęście - w czerwcu 1984 r. Lakers "Magica" i Boston Celtics Larry'ego Birda rozegrały pasjonujący finał, kilka tygodni później do dwóch gwiazd dołączyli Michael Jordan, Charles Barkley i Hakeem Olajuwon. Stern zrobił z nich twarze ligi, młodzi bohaterowie przyciągali sponsorów, a także rozwijające się kablówki. Kibice wracali do hal, właściciele zaczęli zarabiać, pod koniec lat 80. liga powiększyła się o cztery zespoły.

Kryzys pokonany

W latach 90. sukcesy szły już lawiną. Era Jordana i Chicago Bulls, występ "Dream Teamu" na igrzyskach w Barcelonie rozsławiły NBA i jej koszykarzy na cały świat. Ale grunt pod ekspansję przygotował Stern, który w porozumieniu ze światową federacją już od 1988 r. wysyłał do Europy drużyny NBA na turnieje McDonald's Open i z otwartymi rękoma przyjmował w lidze najlepszych graczy Starego Kontynentu. To także Stern namawiał zarażonego wirusem HIV "Magica" na występ na igrzyskach.

Dzisiaj NBA to wzór, jeśli chodzi o poziom sportowy i biznes. Wśród amerykańskich gwiazd rokrocznie gra ok. setki najlepszych koszykarzy ze wszystkich kontynentów. Transmisje pokazywane są w 215 krajach, umowa z ESPN i TNT daje lidze 930 mln dol. rocznie, średnia wartość klubu to 634 mln. 30 lat temu, gdy Stern obejmował stanowisko, wszystkie 23 kluby wyceniano w sumie na 400 mln.

Ale jego NBA miała też problemy. Zewnętrzne (liga odczuła skutki kryzysu ekonomicznego) oraz wewnętrzne. Za kadencji Sterna NBA dwukrotnie, w 1998 i w 2012 r., wprowadzała lokaut, gdy kończyła się umowa między właścicielami klubów i zawodnikami, a obie strony nie mogły porozumieć się co do podziału zysków. Broniący interesów właścicieli Stern negocjował twardo, liga w obu przypadkach nie grała przez kilka miesięcy, straty liczono w milionach.

W połowie pierwszej dekady XXI wieku malało też zainteresowanie, bo w finałach grały ubogie w gwiazdy drużyny z mniejszych miast (Detroit, San Antonio, Cleveland). W 2004 r. doszło do potężnej bójki podczas meczu Detroit Pistons - Indiana Pacers. W 2007 roku wyszło na jaw, że jeden z sędziów wypaczał wyniki meczów, które obstawiał u bukmacherów. Dwa lata później w szatni Washington Wizards dwóch zawodników pokłóciło się, trzymając w rękach pistolety.

Stern karał te przewiny bezlitośnie - zawieszał na mecze, a nawet sezony, zabierał setki tysięcy dolarów. Właściciel Dallas Mavericks Mark Cuban, który za krytykowanie sędziów, a także komisarza zapłacił w trakcie 14 lat blisko 2 mln dol., przyznał jednak ostatnio: - To David przeprowadził nas bezpiecznie przez kryzys. A to nie było łatwe.

Bezpiecznie, choć nie bez potknięć. Mniejszych - w 2006 r. liga wprowadziła do gry piłki ze sztucznego tworzywa, z których po wielkiej krytyce graczy szybko się wycofała, oraz większych - w 2011 r. zarządzająca zadłużonymi New Orleans Hornets NBA zastopowała transfer świetnego rozgrywającego Chrisa Paula do Los Angeles Lakers, co oceniono jako zbyt dużą ingerencję ligi.

To jednak niewielkie rysy na pomniku Davida Sterna, który odchodzi jako najlepszy komisarz w historii amerykańskich lig. NBA według jego pomysłu trzyma się mocno - wartość nowego kontraktu telewizyjnego, który liga podpisze w 2016 r., ma przekroczyć miliard dolarów rocznie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.