NBA. Dynastia z Miami

Fantastyczny finał NBA rozstrzygnął się w ostatniej minucie ostatniego meczu. Miami Heat pokonali San Antonio Spurs 95:88 i obronili mistrzostwo. Czy dorównają Bulls, Lakers czy Celtics?

Click. Boom. Amazing! Przekonajcie się jakie to proste "

W dniu decydującego o mistrzostwie meczu numer siedem, w magazynie "Rolling Stone" ukazał artykuł o tym, że za 100 lat, a może i szybciej, Miami i cała południowa Floryda znajdą się pod wodą. Zatopi je podnoszący się ocean. - Miami, które znamy, jest skazane na zagładę - stwierdził Harold Wanless, szef wydziału geologii Uniwersytetu Miami.

W koszykówce jest dziś odwrotnie. Heat, wygrywając finał 4-3, weszli na szczyt NBA. Wprowadził ich tam LeBron James - najlepszy koszykarz świata, który zdobył 37 punktów, trafił najważniejszy rzut 27 sekund przed końcem, a potem jeszcze przechwycił piłkę.

Heat dołączyli do grona ledwie pięciu klubów, które zdołały obronić mistrzowski tytuł w NBA. Boston Celtics i Los Angeles Lakers miały kilka znakomitych zespołów i podobnie jak jordanowscy Chicago Bulls z lat 90. są punktem odniesienia dla każdego klubu z mocarstwowymi planami. James, Dwyane Wade i Chris Bosh trzy lata temu obiecali kibicom z Miami "nie jeden, nie trzy, nie cztery, nie sześć tytułów". Na razie osiągnęli poziom nieco zapomnianych dziś Detroit Pistons i Houston Rockets, które wygrywały ligę po dwa razy z rzędu.

Czy Heat zbliżą się do osiągnięć Celtics, Lakers lub Bulls? By tak się stało, zespół z Miami musi stworzyć dynastię. Tak w amerykańskich sportach tytułuje się kluby, które wykazały się co najmniej trzyletnią dominacją w lidze?

Pat Riley, szef klubu z Miami, tworząc w 2010 roku zespół oparty na Jamesie, Wadzie i Boshu, otoczył ich tanimi graczami, wyspecjalizowanymi w pojedynczych elementach koszykarskiego rzemiosła, lub weteranami. Ci ostatni przed końcem kariery godzili się grać za mniejsze pieniądze, by zdobyć tytuł. Musiał szukać tanich, bo każdy klub obowiązuje limit płac dla zawodników - jeśli go przekraczasz, lidze płacisz nadwyżkę. Taki jest podatek od luksusu posiadania wybitnych graczy.

Heat od trzech lat opiera taktykę na trójce wszechstronnych gwiazd uzupełnionych strzelcami. Efektowne kontry i kanonady z dystansu przez większość sezonu dają efekty, w tym roku zespół z Miami wygrał aż 27 meczów z rzędu. Ale w play-off podczas spotkań o wszystko z klasowymi rywalami widać, że zespół z Florydy ma słabości, szczególnie pod koszem. Ligowa czołówka jest bliska znalezienia sposobu na mistrza.

Bosh jest zbyt słaby, by przeciwstawiać się najlepszym środkowym ligi, a inteligentne drużyny potrafią to wykorzystać. W Heat potrzebowali siedmiu meczów, by uporać się z Indiana Pacers, a potem ze Spurs. Weteranom z San Antonio do sukcesu zabrakło ledwie kilku celnych rzutów lub obronionych akcji.

Gdyby Heat przegrali ze Spurs i nie obronili tytułu, plan Rileya zostałby zakwestionowany. Finałowy bilans 1-2 z ostatnich trzech lat odebrano by jako porażkę. Klub z Miami, z racji gwiazdorskiej otoczki, jak żaden inny oceniany jest srogo. Tylko mistrzostwo oznacza sezon udany. Reszta jest katastrofą.

Dzisiejsza radość na Florydzie może tylko na chwilę przysłonić zmartwienia dotyczące przyszłości.

Po pierwsze: 32-letni już Wade ma poważne kłopoty z kolanami, brakuje mu dynamiki, coraz rzadziej rozgrywa świetne mecze. Bosha, choć zdrowego, trudno uznać za wiodącą postać. Stać go na świetne mecze, ale czy na cały sezon?

Po drugie: kontrakty Jamesa, Wade'a i Bosha pochłoną w przyszłym sezonie 56,8 mln dol., podczas gdy limit płac 15 zawodników ma wynieść 58,5 mln. To oznacza tanich, czyli słabych graczy drugoplanowych lub grube miliony podatku od luksusu.

Po trzecie: każdy z gwiazdorów może za rok odstąpić od kontraktu. Już nie brak opinii, że jeśli kolana Wade'a wysiądą, to James poszuka innego klubu. W tej chwili to fantastyka, ale kto wie, czy Król nie przejdzie do Lakers, jeśli 35-letni już Kobe Bryant nie zakończy kariery po zerwaniu ścięgna achillesa.

Na razie James mówi: - Zespół jest niesamowity, a wizja, którą miałem, kiedy zdecydowałem się tu przyjść, właśnie się ziszcza. Mimo tylu przeciwności, mimo problemów przetrwaliśmy i zdobyliśmy dwa tytuły. To niewiarygodne uczucie. Jestem szczęśliwy, że mogę być częścią tak klasowej organizacji.

- Chcę, by nasz zespół został zapamiętany jako jeden z największych w historii - dodał James, który zdobywając dwa tytuły i dwie nagrody MVP z rzędu, osiągnął to, co do tej pory udało się tylko największym graczom w historii - Billowi Russellowi i Michaelowi Jordanowi.

Na razie jego Heat daleko do historycznych osiągnięć Bulls czy Lakers. A na dodatek zawodnicy mają zdecydowanie mniej czasu niż południowa Floryda walcząca z oceanem.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.