Finały NBA. Thriller w Miami. Będzie siódmy mecz!

Miami Heat po niesamowitym meczu zakończonym dogrywką pokonali 103:100 San Antonio Spurs i doprowadzili do siódmego meczu finałów NBA.

Ray Allen dwoma celnymi rzutami wolnymi na 1,8 sekundy przed końcem zapewnił wygraną Heat, a przypieczętował ją blokiem Chris Bosh, który zatrzymał rzut Danny'ego Greena równo z końcową syreną na drugą dogrywkę.

Heat uciekli spod topora po niesamowitym, pełnym niespodziewanych zwrotów akcji meczu. Jeszcze w trzeciej kwarcie wydawało się, że to Spurs wzniosą puchar już we wtorek po tym, jak odskoczyli na 13 punktów.

W czwartej kwarcie Heat wrócili do gry. Mike Miller trafił trójkę, grając przez chwilę w jednym bucie, a LeBron James przejął kontrolę nad grą, gdy z jego głowy spadła opaska. Lider Heat przez trzy kwarty był niewidoczny w ataku, miał ogromne problemy ze skutecznością. W ostatniej kwarcie pociągnął swój zespół - Heat z dwucyfrowej straty zrobili trzypunktowe prowadzenia na dwie minuty przed końcem i znów się coś w ich grze zacięło.

Najpierw Tony Parker trafił niesamowitą trójkę nad Jamesem, chwilę później Francuz był skuteczny pod koszem, a dwa punkty z linii rzutów wolnych dołożył Manu Ginobili i 28 sekund przed końcem to Spurs mieli pięć punktów zaliczki.

LeBron James zaliczył w tym okresie dwie straty, ale chwilę później to on znów tchnął nadzieję w Heat, trafiając "trójkę" z siedmiu metrów i zmniejszając straty do dwóch punktów. Gospodarze szybko, taktycznie sfaulowali Kawhiego Leonarda, który wykorzystał tylko jeden z dwóch rzutów wolnych.

Do dogrywki doprowadził niesamowity Ray Allen po zbiórce w ataku Chrisa Bosha.

W dogrywce, także pełnej zwrotów akcji, strat, niecelnych rzutów, końcówkę lepszą mieli Heat. W ostatnich dwóch minutach rzucili sześć punktów z rzędu, wygrali 103:100 i doprowadzili do siódmego meczu finałów NBA.

James z triple-double i problemami

James rzucił 32 punkty, miał 11 asyst i 10 zbiórek. To jego trzecie triple-double w finałach NBA w karierze. Ale to nie był najlepszy mecz Jamesa. Przez trzy kwarty miał ogromne problemy w ataku, nie radził sobie z dobrze kryjącym go Borisem Diawem. Odżył dopiero w czwartej kwarcie, ale i w końcówce nie ustrzegł się błędów.

20 punktów dla Heat rzucił Mario Chalmers, który utrzymał swój zespół w grze w pierwszej połowie. Po trzech słabszych spotkaniach rozgrywający znów był skuteczny z dystansu (trafił cztery razy), stawiał dobre zasłony Jamesowi.

Ray Allen rzucił dziewięć punktów, z czego siedem w kluczowych momentach. To jego trójka doprowadziła do dogrywki, to on rzucił cztery z sześciu ostatnich punktów Heat w dogrywce.

30 punktów i 17 zbiórek dla Spurs zdobył Tim Duncan, który w pierwszych trzech kwartach nie wyglądał na swoje 37 lat. Trafił pierwszych dziewięć rzutów z gry, doskonale radził sobie z Chrisem Boshem i Chrisem Andersenem. W samej pierwszej połowie miał 25 punktów, ale w czwartej kwarcie i dogrywce Heat udało się go mocno ograniczyć.

22 punkty i 11 zbiórek miał Kawhi Leonard, który popisał się niesamowitym wsadem nad Mike'em Millerem, a 19 punktów i osiem zbiórek miał Tony Parker. Zabrakło najlepszego do tej pory strzelca Spurs w finałach - Danny'ego Greena, który rzucił tylko trzy punkty. W ostatniej sekundzie dogrywki jego trójkę zablokował Bosh.

Decydujący mecz finałów NBA w nocy z czwartku na piątek o godz. 3. Transmisja w Canal+ Sport HD.

Więcej o: