Finały NBA. Heat pod ścianą. Powrót Ginobiliego

Manu Ginobili zagrał najlepszy mecz w sezonie. Rzucił 24 punkty , miał 10 asyst i poprowadził San Antonio Spurs do zwycięstwa 114:104 nad Miami Heat w piątym meczu finałów NBA. W serii do czterech zwycięstw jest 3-2 dla Spurs.

36-letni Argentyńczyk ma za sobą przeciętny sezon i bardzo nieudaną serię finałową. Trener Gregg Popovich przed piątym meczem dokonał korekty w składzie - w miejsce środkowego Thiago Splittera wprowadził właśnie Ginobiliego, "obniżył" pierwszą piątkę, by dostosować się do Heat, którzy grają także tylko z jednym klasycznym podkoszowym.

Popovich zaryzykował, ale trafił w dziesiątkę. Krytykowany za swoją dotychczasową postawę Ginobili zagrał najlepszy mecz w sezonie - rzucił 24 punkty, trafiając 8 z 14 rzutów i rozdając 10 asyst. Argentyńczyk punktował z dystansu, półdystansu, po wejściach pod kosz.

Do tego Spurs zagrali na rewelacyjnej skuteczności - trafili 42 z 70 rzutów (60 procent) z gry. Heat choć oddali aż o 16 rzutów więcej, trafili ich tylko 37. W ogóle obrońcy tytułu mieli problemy ze skutecznością. Spotkanie zaczęli od spudłowania 21 z 29 pierwszych rzutów i 17 punktów straty do Spurs w drugiej kwarcie.

LeBron James i spółka doszli gospodarzy na punkt na trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty, ale Spurs odpowiedzieli momentalnie - seria 19:1 dała im względne bezpieczeństwo do końca meczu. Heat co prawda doszli na osiem punktów po rzucie wolnym Dwyane'a Wade'a na 1:37 przed końcem, ale w kolejnych akcjach najpierw po minięciu spod kosza trafił Tony Parker, chwilę później Tim Duncan zablokował atakującego obręcz Jamesa, a sekwencję akcji zakończył trójką z rogu Danny Green.

Green jest najbardziej zaskakującą postacią tegorocznych finałów. W niedzielę rzucił 24 punkty, trafił sześciokrotnie z dystansu i pobił należący do Ray'a Allena rekord w liczbie celnych trójek w serii finałowej - w pięciu meczach Green trafił ich już 25 (na 38 prób). Rekord ma szansę jeszcze wyśrubować.

Grający z kontuzją uda Tony Parker miał 26 punktów i pięć asyst, Tim Duncan 17 punktów i 12 zbiórek, a Kawhi Leonard 16 punktów i osiem zbiórek. Pierwsza piątka Spurs rzuciła 107 ze 114 punktów zespołu.

LeBron James znów zagrał statystycznie wszechstronnie - zdobył 25 punktów, miał osiem asyst, sześć zbiórek i cztery przechwyty, ale miał też sporo problemów w ataku. Trafił tylko jeden z ośmiu rzutów z gry, gdy musiał walczyć z Borisem Diawem. Do tego w końcówce, gdy Heat zaczęli odrabiać straty, popełnił dwa spore błędy, które wytrąciły jego zespół z rytmu - najpierw źle postawił zasłonę i sędziowie odgwizdali faul w ataku, a chwilę później dał się zablokować pod koszem Duncanowi.

25 punktów dla Heat rzucił też Wade, dla którego był to kolejny bardzo dobry mecz. Wade cały czas naciskał obronę Spurs, wchodził agresywnie pod kosz i albo punktował, albo oddawał piłkę do partnerów.

21 punktów dla Heat rzucił rezerwowy Allen, ale liderom zabrakło wsparcia graczy drugiego planu. Mike Miller przez 25 minut na parkiecie oddał jeden, niecelny, rzut. Mario Chalmers spudłował 8 z 10 rzutów. Norris Cole i Udonis Haslem też do gry nic nie wnieśli.

Broniący tytułu Heat są teraz pod ścianą, bo to Spurs brakuje jednego zwycięstwa do zdobycia tytułu - w rywalizacji do czterech wygranych jest 3-2 dla ekipy z Teksasu. Teraz seria przenosi się do Miami. Następny mecz w nocy z wtorku na środę polskiego czasu. Transmisja w Canal+ Sport HD od godz. 3. Jeśli wygrają Spurs, zdobędą pierwsze od sześciu lat mistrzostwo. Jeśli zwycięstwo odniosą Heat, czeka nas decydujące siódme starcie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA