Finały NBA. Powrót Wielkiej Trójki. Heat na remis ze Spurs

LeBron James, Dwyane Wade i Chris Bosh rzucili w sumie 85 punktów i poprowadzili Miami Heat do zwycięstwa 109:93 nad San Antonio Spurs w czwartym meczu finałów NBA. W rywalizacji do czterech wygranych jest remis 2-2.

Ledwie dwa dni wcześniej Heat zostali upokorzeni. Przegrali ze Spurs różnicą 36 punktów, sami byli w stanie rzucić ich 77, a LeBron James był tylko cieniem samego siebie. W trzech pierwszych meczach serii miał średnią 16,7 punktu, trafiał z przeciętną skutecznością 38,9 procent. - Zagram w następnym meczu lepiej, gwarantuję to - powiedział James.

I tak się stało. James rzucił 33 punkty, miał 11 zbiórek, cztery asysty, dwa bloki i dwa przechwyty. Trafił w sumie 15 rzutów - o jeden więcej niż w dwóch ostatnich meczach ze Spurs. Uwolnił się też od kryjącego go Kawhiego Leonarda (w czwartek 12 punktów).

Skrzydłowy Spurs od początku serii bardzo dobrze krył Jamesa. Umiejętnie się ustawiał, gdy było trzeba, podchodził bliżej, a w innych momentach zostawiał więcej miejsca liderowi Heat, by ten rzucał i najczęściej pudłował. W czwartek nie miało to znaczenia. James biegał jak szalony do kontrataków, trafiał z półdystansu, grał pod koszem i wykorzystywał wszystkie luki w defensywie Spurs.

Ale tym razem to nie James, a Dwyane Wade był motorem napędowym Heat. Rzucający przez trzy ostatnie miesiące zmagał się z kontuzją, przez całą fazę play-off grał jakby na zwolnionych obrotach, miał rzadkie momenty przebłysków, ale w żadnym z meczów nie dominował jak kiedyś. Do czwartku.

W meczu numer cztery Wade pokazał, że jeszcze nie należy spisywać go na straty. Rzucił 32 punkty, miał sześć zbiórek, sześć przechwytów i cztery asysty. Aż 18 punktów zdobył w drugiej połowie, gdy Heat zaczęli odskakiwać rywalom.

Bardzo dobry mecz zagrał też trzeci z tzw. Wielkiej Trójki, czyli Chris Bosh. Podkoszowy zdobył 20 punktów i miał 13 zbiórek, a do tego ograniczył Tima Duncana (20 punktów, pięć zbiórek).

W meczu James, Wade i Bosh rzucili razem 85 punktów, a w samej czwartej kwarcie zdobyli 25 z 28 punktów Heat.

Liderom Heat grało się łatwiej, bo zmian w pierwszej piątce dokonał trener Erik Spoelstra, który w miejsce podkoszowego Udonisa Haslema wstawił skrzydłowego Mike'a Millera. Przez większość meczu Heat grali tylko z jednym graczem blisko obręczy, James i Wade mieli więcej miejsca na swoje indywidualne popisy.

Spurs zaczęli mecz dobrze, po pięciu minutach mieli dzesięciopunktową zaliczkę (15:5), ale Heat szybko zniwelowali przewagę i to oni zaczęli dyktować warunki gry. Odskoczyli dopiero w czwartej kwarcie, gdy po serii punktów, w której trafiali Wade i Bosh, a zakończył ją rzutem z półdystansu James, mieli 15 punktów więcej niż Spurs (102:87) na cztery minuty przed końcem spotkania.

Najwięcej punktów dla Spurs rzucił Tim Duncan - 20. 15 punktów i dziewięć asyst zaliczył Tony Parker. Francuski rozgrywający w poprzednim spotkaniu naciągnął mięsień uda, ale w czwartek nie było po nim widać efektów urazu. Wszystkie swoje punkty zdobył w pierwszej połowie, po przerwie obrońcy Heat nie dali mu chwili wytchnienia.

W rywalizacji do czterech zwycięstw jest remis 2-2. Kolejne spotkanie o godz. 2 w nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu. Transmisja w Canal+ Sport HD.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.