NBA. Koniec serii Heat. Przerwali ją Bulls

Mistrzowie NBA Miami Heat nie pobili najdłuższej serii zwycięstw w historii NBA - do 33 wygranych Los Angeles Lakers z sezonu 1971/72 zabrakło im sześciu. W środę w Chicago przegrali 97:101 z Bulls.

Relacje na żywo w twoim smartfonie. Pobierz aplikację Sport.pl LIVE ?

- W kilku ostatnich spotkaniach nie napotkaliśmy rywala, który byłby w stanie dorównać nam fizycznie. Ale jeśli nie będziemy przygotowani na to, że w końcu ktoś taki stanie nam na drodze, to zostaniemy przyłapani - mówił po 27. wygranej trener Heat Eric Spoelstra. Koncentracja była dla mistrzów kluczowa, bo od 1 lutego udawało im się wszystko.

Przez niemal dwa miesiące Heat zdarzało się rozbijać rywali w proch (m.in. Bulls w Chicago 86:67), ale większe wrażenie robiły mecze, w których najlepszy w lidze LeBron James i spółka odrabiali straty, siedem razy ponaddziesięciopunktowe. W Cleveland jeszcze w drugiej połowie Heat mieli aż 27 punktów mniej niż rywale. Aż w 11 meczach przegrywali w czwartej kwarcie, ale zwyciężali.

W czwartek z Bulls nie dali rady - gospodarze zaczęli od mocnego uderzenia (13:2), utrzymali prowadzenie do przerwy (55:46), przetrwali zryw Heat w trzeciej kwarcie (mistrzowie wygrywali 68:66). W ostatnich minutach dwie trójki trafił najlepszy strzelec Bulls Luol Deng (28 punktów), gospodarze zbierali ważne piłki pod koszami. Pod tym względem byli lepsi 43:31.

Bulls zagrali agresywnie, ostro grali przeciwko Jamesowi - w pierwszej kwarcie Kirk Hinrich objął rywala i upadł z nim na parkiet, w czwartej Taj Gibson ostro zatrzymał szarżującego pod kosz gwiazdora. Jamesa to sfrustrowało, chwilę później popełnił faul w obronie, celowo uderzając barkiem w pierś Carlosa Boozera. - To nie były zagrania koszykarskie - mówił po meczu o faulach na sobie James.

Porażka Heat w Chicago jest zaskoczeniem, bo jeśli ktoś miał stanąć na drodze mistrzów, to raczej drudzy w lidze San Antonio Spurs, którzy goszczą zespół z Miami w niedzielę. Bulls są na 11. miejscu w lidze (bilans 39-31), od początku sezonu grają bez swojej gwiazdy Derricka Rose'a, a w środę brakowało im także Joakima Noaha, Marco Belinellego oraz Richarda Hamiltona.

- W przerwie wydawało mi się, że Heat wygrają - mówił Jerry West, człowiek z logo NBA, który w 1972 roku ustanawiał rekord ligi z Lakers. - Mieli świetną serię. Trzeba jednak pamiętać, że Heat polują na większą rybę - chcą zdobyć kolejne mistrzostwo - dodał West.

Heat z bilansem 56-15 są najlepsi w lidze, ale tuż za nimi są nieśmiertelni Spurs (54-17). Weteranów Tima Duncana, Manu Ginobilego i Tony'ego Parkera oraz dopasowanych do systemu gry graczy drugoplanowych świetnie prowadzi Gregg Popovich. Trzecim i w zasadzie ostatnim kandydatem do tytułu jest ubiegłoroczny finalista Oklahoma City Thunder (53-19).

Marcin Gortat ? szykuje się do powrotu

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.