Relacje na żywo w twoim smartfonie. Ściągnij aplikację Sport.pl LIVE ?
Rocznie na jego konto wpływa w sumie 53 mln dolarów z kontraktu z Miami Heat i umów sponsoringowych. Jest największą gwiazdą najlepszej koszykarskiej ligi świata. Globalnym celebrytą, którego każdy ruch obserwują kibice od Miami do Pekinu przez Londyn. Za nowe modele butów sygnowane jego nazwiskiem fani są gotowi płacić nawet ponad 200 dolarów.
Ale na prawdziwe uznanie LeBron James musiał czekać przez długie dziewięć lat.
- Upadniesz w swoim życiu wiele razy. Ale to jak się z tych porażek podniesiesz i jak sobie poradzisz w trudnych sytuacjach, pokaże, kim naprawdę jesteś - mówił 28-latek, odbierając nagrodę dla najlepszego sportowca roku przyznaną mu przez "Sports Illustrated". To dopiero siódmy koszykarz w historii wyróżniony przez znany magazyn.
Gdy Cavaliers wybrali Jamesa z numerem pierwszym w drafcie 2003 roku, prowincjonalne Cleveland stało się jednym z centrów NBA. Król James, jak mawiał o sobie samym, co roku udowadniał jak dobrym jest graczem, bił kolejne rekordy, był wybierany do kolejnych meczów gwiazd. Ale zawodził jako lider.
Przez siedem lat tylko raz udało mu się doprowadzić drużynę do wielkiego finału - w 2007 roku Cavaliers dostali łupnia od doświadczonych San Antonio Spurs. W kolejnych latach na ich drodze stawali Boston Celtics (2008), Orlando Magic (2009) i znów Celtics (2010). Do LeBrona przylgnęła łatka wielkiego przegranego, był krytykowany za to, że w najważniejszych momentach albo zawodzi, albo jest kompletnie niewidoczny.
Latem 2010 roku postanowił zmienić otoczenie. O swoim odejściu do Miami Heat poinformował w specjalnie wyreżyserowanym programie stacji ESPN. Jego "Decyzja" i słowa o "przenoszeniu talentów do South Beach" weszły do mowy potocznej. Jamesowi zarzucano tchórzostwo. W Miami, gdzie wraz z dwoma innymi gwiazdami NBA Dwyanem Wadem i Chrisem Boshem stworzył drużynę marzeń, zapowiedział zdobycie hurtowej liczby tytułów, zanim choć raz wybiegli wspólnie na parkiety. Pierwszy test LeBron oblał - w 2011 roku Heat przegrali w finale z Dallas Mavericks, a James, jak w Cavaliers, znikał w kluczowych momentach spotkań. Szyderstwa znów przybrały na sile.
Gdy rozpoczynał się kolejny, tym razem skrócony przez lokaut sezon, LeBron oświadczył, że nie zamierza już udowadniać krytykom, jak bardzo się mylą, bo to nie jego styl. On tylko skupi się na koszykówce.
James był MVP sezonu zasadniczego, Heat do play-off awansowali z drugiego miejsca na wschodzie. Dość łatwo rozprawili się w pierwszej rundzie z New York Knicks (wygrali serię 4-1), ale już w drugiej rundzie z Indianą Pacers mieli problemy. Po trzech meczach niżej rozstawieni rywale prowadzili 2-1, a dziennikarze mieli już gotowe teksty pt. "Kolejna porażka Jamesa".
I wtedy, w meczu nr 4, LeBron zagrał fenomenalnie! Rzucił 40 punktów, zebrał 18 piłek, miał dziewięć asyst i poprowadził Heat do zwycięstwa - najpierw w meczu, a potem w serii.
- Czuliśmy już ten mecz lekko w nogach, a gdy patrzyliśmy na niego, cały czas był skoncentrowany. Sprawiał wrażenie, jakby dopiero się rozgrzewał - wspominał Paul Georgoe, skrzydłowy Pacers.
- Gdy tylko mecz się zaczął, walczył ze wszystkich sił. Nigdy wcześniej nie widziałem tak zaangażowanego zawodnika. Miał wpływ na każdą akcję i w ataku, i w obronie - mówił trener Heat Erik Spoelstra.
W finale wschodu znów wydawało się, że LeBronowi noga się powinie. Przed szóstym meczem w Bostonie Celtics prowadzili 3-2 i byli o krok od wyeliminowania faworytów. I znów... - Gdy tylko mecz się zaczął, zobaczyliśmy jego wzrok. Nazywamy to po prostu "spojrzenie" - mówił Spoelstra. - Wszystkie telewizje pokazywały to jego spojrzenie - wspomina Randy Mims, przyjaciel Jamesa.
- Już w autobusie można było stwierdzić, że on nie dopuści do porażki - dodał Udonis Haslem, podkoszowy Heat. - Gdybyście moją matkę ubrali w koszulkę Celtics, rozwaliłbym jej twarz - żartuje teraz LeBron, tłumacząc tamto nastawienie.
Zdobył 45 punktów, miał 15 zbiórek i pięć asyst - zagrał swój najlepszy mecz w karierze i powtórzył osiągnięcie Wilta Chamberlaina z 1964 roku, który też miał takie statystyki. Heat wygrali mecz numer sześć, w siódmym zwyciężyli 101:88 i awansowali do finału.
W serii o tytuł z Oklahoma City Thunder Heat przegrali pierwszy mecz, ale zwyciężyli w czterech kolejnych i zdobyli upragnione mistrzostwo. James rzucał średnio 28,6 punktu, miał 10,2 zbiórki i 7,4 asysty na mecz i został jednogłośnie wybrany MVP Finałów.
- To była wielka podróż. Zaczęło się wiele lat temu, gdy byłem wielkim talentem w szkole średniej, gdy trafiłem na okładkę "SI", gdy trafiłem do NBA, zostałem twarzą drużyny i musiałem sobie jakoś z tym poradzić. Musiałem się tego wszystkiego sam nauczyć, bo nikt nie przeszedł takiej drogi. Ale wreszcie mogę powiedzieć, że jestem mistrzem - wydusił z siebie James po finale.
W Londynie do mistrzostwa NBA dołożył swoje drugie złoto igrzysk olimpijskich. Choć już w Pekinie był ważną częścią kadry, dopiero teraz przejął dowodzenie nad reprezentacją. Gdy Amerykanie mieli problemy w grupowym meczu z Litwą oraz w finale z Hiszpanią, w kluczowych momentach to James brał piłkę i albo zdobywał punkty, albo rozgrywał decydujące akcje.
Jego grę docenili nawet najbardziej zajadli krytycy. - Spaliłem jego koszulkę, gdy odszedł, ale przede wszystkim jestem Amerykaninem i w trakcie igrzysk go wspierałem. Myślę, że 90 procent fanów Cavs też go wspierała. Zwłaszcza gdy w meczu z Litwą zdobył dziewięć punktów w ostatnich czterech minutach. Możesz go kochać, możesz go nienawidzić. Musisz go szanować - mówił Jason Herron, kibic Cavaliers.
James jest trzecim koszykarzem w historii po Jordanie i Billu Russellu, który w tym samym roku zdobył olimpijskie złoto, mistrzostwo NBA i został wybrany MVP sezonu regularnego. - Ludzie pisali, że miałem niesamowity rok i że jestem w tej samej grupie co Jordan, Tom Brady, Peyton Manning czy Usain Bolt. Nie sądzę, bym kiedykolwiek miał lepszy rok niż 2012 - stwierdził James.
Ma 203 cm wzrostu i waży 115 kg. Zdaniem wielu warunki do gry ma idealne. Ciężko powiedzieć, na jakiej właściwie gra pozycji. On sam nie wie. Zapytany o to przez ESPN najpierw się zaśmiał, a po chwili stwierdził. - Umiem grać na wielu. Ale teraz rzeczywiście jestem nieco bliżej kosza.
Do ligi przyszedł jako niski skrzydłowy, teraz coraz częściej gra jako silny skrzydłowy, ale bardzo często też rozgrywa. Dla rywali to nie lada problem, dla Heat wielki atut. Trener Spoelstra wykorzystuje tę przewagę, jak może.
- Nie było takiego koszykarza w historii, on jest absolutnie wyjątkowy. Nie było wcześniej gracza, który byłby w stanie grać na pięciu pozycjach i bronić na pięciu pozycjach - mówił trener reprezentacji USA Mike Krzyzewski na gali wręczenia nagrody dla sportowca roku.
James jest jednym z najbardziej wszechstronnych koszykarzy w historii - w karierze zdobywa średnio 27,9 punktu na mecz, ma 7,2 zbiórki oraz 6,9 asysty. Porównuje się go do Oscara Robertsona, Magica Johnsona i oczywiście do Jordana. I zarzuca - tak, kiedy chcesz być liderem, to zarzut - że w końcówkach spotkań często unika decydującego rzutu, że woli podawać.
"Mnóstwo gwiazd chciałoby oddać ostatni rzut. LeBron jest typem prezesa, który bierze pod uwagę okoliczności. Nie bałby się oddać decydującego rzutu, ale jeśli widzi Mike'a Millera na wolnej pozycji, to nie zawaha się do niego podać" - tłumaczył w swojej książce Shaquille O'Neal, który z Jamesem grał przez sezon w Cavaliers.
"Zrobi wszystko, żeby wygrać - wie, że może w każdej chwili wziąć zdobywanie punktów na siebie, ale rozumie też, że trzeba wykorzystywać kolegów z drużyny" - dodaje Shaq.
Żyje niezwykle higienicznie. Nie je już wołowiny i wieprzowiny. Na treningi i niektóre mecze w Miami na halę dojeżdża rowerem, by utrzymać kondycję. Zajmuje mu to od 30 do 45 minut, zależnie od tego, jak mocno naciska na pedały. - Sprawia mi to wielką frajdę, ale to też świetne dla mojego organizmu - mówi i dodaje: - Mam światełka, więc mogę jeździć też wieczorem po meczach. Bezpieczeństwo przede wszystkim.
- To bestia. Mógłby zagrać cztery mecze w pięć dni, a ty byś nie poznał, że się zmęczył. On już taki jest - mówi kolega z Heat Shane Battier. - To wybryk natury. On jest niesamowicie odporny na kontuzje, do tego silny i ogromny. I co roku lepszy. Będzie dla wielu graczy w lidze problemem jeszcze przez wiele lat - dodaje Kevin Love z Minnesota Timberwolves, który latem grał z Jamesem w kadrze USA.
Przed meczami drzemie przez dwie godziny, jest jednym z pierwszym zawodników, którzy pojawiają się w hali przed spotkaniem, i zawsze rozgrzewa się w ten sam sposób. Oddaje te same rzuty, z tych samych pozycji, ćwiczy te same zagrania. A potem w szatni zakłada słuchawki i zaczyna się koncentrować, słuchając hip-hopu. W play-off 2012 odciął się od internetu, zaczął czytać książki. - W sezonie to niemożliwe, ale w play-off dzięki temu odnalazłem spokój - mówi.
Widzi więcej niż inni koszykarze. Drugoroczniak Terrel Harris opowiadał, jak James siada koło niego w trakcie meczów, gdy schodzi z boiska, i tłumaczy, co za chwilę wydarzy się na parkiecie. Jest jak szachista, który ma zaplanowane trzy ruchy naprzód. - On nie jest bystry. On jest genialny. A nie znoszę używać tego słowa - komplementuje Jamesa Krzyzewski.
Przed meczami koszykarze dostają wskazówki taktyczne, jak grają rywale. Zazwyczaj są to dwie strony, James dostaje wersję poszerzoną do czterech stron o zaawansowane statystyki, którymi pasjonują się blogerzy i trenerzy. - Lubię wiedzieć, że mój rywal 70 procent akcji rozgrywa w lewą stronę. Albo że mija po dwóch kozłach. Albo że po minięciu w prawo oddaje rzut - mówi James, który zna zagrywki na każdej z pięciu pozycji i wie wszystko o ośmiu czołowych graczach rywali.
Denerwuje się, gdy jego koledzy psują przedmeczowe założenia. - Oczekuję od ludzi, że widzą to samo co ja, a tak nie jest. Wkurzam się, gdy coś nie idzie tak, jak zaplanowałem, ale staram się z tym walczyć - mówi James. - Czasami zbyt długo o czymś myślę, coś analizuję i nie mogę pozbyć się tego z mojej głowy - dodaje.
- On ma niesamowitą pamięć, błyskawicznie potrafi przetwarzać informację, a to u sportowców rzadkie. Potrafi liczyć w pamięci w niesłychanym tempie - opowiada Battier, który z Jamesem, Rashardem Lewisem i Rayem Allenem rywalizuje w różnych konkursach na treningach. Punkty zlicza oczywiście James.
Wielu sądzi, że po tak fantastycznym roku James jest już zaspokojony. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że choć spadł ogromny ciężar z jego pleców, to obrona mistrzostwa może być o wiele trudniejsza. Tym bardziej że rywale zrobią wszystko, by go pokonać.
- Wiem, że jest ktoś, kto próbuje zająć moje miejsce. I wiem, gdzie on jest. Gra w Oklahomie - powiedział James o Kevinie Durancie, którego pokonał w finale NBA, a potem razem z nim zdobył złoto w Londynie.
- On mnie inspiruje, bo widzę, w którym kierunku zmierza. Wiem, jakie ma nastawienie. Jesteśmy na kursie kolizyjnym - dodaje James.
Ten sezon Durant zaczął fenomenalnie, prowadzi Thunder od zwycięstwa do zwycięstwa i jest jednym z głównych kandydatów do nagrody MVP. James i jego Heat są w czołówce, ale na razie swoją grą nie zachwycają. Widać, że jeszcze myślami są przy czerwcowym finale, gdy pokonali Thunder w decydującym starciu.
Ale 25 grudnia, w meczu Heat - Thunder w Miami, znów lepsza była ekipa LeBrona Jamesa. To było szóste kolejne zwycięstwo Miami nad Oklahomą. I choć w bezpośrednim starciu skuteczniejszy był Durant (zdobył 33 punkty przy 29 Jamesa), to na koniec 2012 roku kolejne zwycięstwo odniósł LeBron. Czy i 2013 też należeć będzie do niego?