Lin w 12 dni z gracza końca ławki stał się liderem Knicks. I nie przestaje zadziwiać. Przeciwko Kings po raz pierwszy od siedmiu meczów nie zdobył ponad 20 punktów, ale rozmontował obronę rywali swoimi podaniami. W zaledwie 26 minut na parkiecie zdążył rozdać rekordowe 13 asyst, z czego aż dziewięć w pierwszej połowie, a jego podania nad kosz wykańczali Landry Fields i Tyson Chandler.
- Jak na rozgrywającego i tak rzucałem sporo do tej pory. Nie sądzę, by było to niezbędne. Gdy wróci do gry Carmelo Anthony będziemy mieli kolejną zabójczą broń, a liczba moich punktów spadnie, wzrosną za to asysty - powiedział Lin po zwycięstwie nad Kings. W siedmiu ostatnich meczach notował średnio ponad dziewięć asyst na mecz.
W czwartek do rekordowej liczby asyst dorzucił 10 punktów (4/6 z gry), miał też faul i aż sześć strat.
15 punktów zdobył Fields, po 14 dorzucili Bill Walker i Steve Novak, a w sumie siedmiu graczy Knicks rzuciło 10 lub więcej punktów. Najskuteczniejszy w ekipie z Sacramento był DeMarcus Cousins.
Knicks do przerwy prowadzili 18 punktami, w drugiej połowie przewagi nie roztrwonili i zwyciężyli 100:85. Zespół z Nowego Jorku wygrał siódmy mecz z rzędu i z bilansem 15 zwycięstw i 15 porażek zajmuje ósme miejsce na wschodzie i depcze po piętach Boston Celtics.
Zachwycony grą Lina był trener Mike D'Antoni. - Jeśli będzie potrzeba, zdobędzie punkty. Jak go podwoją, odda piłkę gdzie indziej. Niesamowicie się cieszę z tych 13 asyst - powiedział.
- On zmienił wszystko. Jedynym powodem, dla którego udało nam się wygrać siedem kolejnych meczów, jest to, że mamy wreszcie pewny punkt na rozegraniu - dodał D'Antoni.
Knicks zagrają teraz jeszcze cztery mecze przed własną publicznością. W Madison Square Garden będą gościć kolejno New Orleans Hornets, Dallas Mavericks, New Jersey Nets i Atlantę Hawks. Ich niedzielny mecz z mistrzami NBA pokaże Canal+ Weekend. Początek transmisji o godz. 19.
NBA. Suns Gortata znó w dołku ?