"Pokonam wirusa i zrobię to z uśmiechem na ustach". Magic, którego magia nie opuszcza

- Bóg, zsyłając na mnie HIV, trafił na odpowiednią osobę. Zrobię z tym coś dobrego - powiedział 20 lat temu jeden z najsłynniejszych koszykarzy. I dotrzymał słowa.

Profil Sport.pl na Facebooku - 32 tysiące fanów. Plus jeden? 

- Zdobyłem pięć tytułów mistrzowskich, trzy nagrody MVP i jedną śmiertelną zarazę - lubi mawiać 52-letni obecnie Magic Johnson, a rozmówcy, chcąc nie chcąc, muszą się uśmiechnąć. Kiedy jednak w 1991 roku ogłosił, że ze względu na zarażenie wirusem HIV kończy karierę, świat nie wiedział, jak reagować.

Jego wieloletni trener Pat Riley chciał opuścić New York Knicks i lecieć do Los Angeles, ale ktoś go przekonał, że Magic może to odebrać jako znak, że umiera. Kolega z boiska Michael Cooper ryczał, myśląc, że Magicowi zostały dwa tygodnie życia. Skończyło się beztroskie przybijanie piątek i pozowanie w objęciu do zdjęć z przypadkowo spotkanym gwiazdorem, szefowie kilku wykwintnych restauracji poinformowali bliskich Johnsona, że nie życzą sobie jego obecności w swoich lokalach. Część koszykarzy, m.in. Karl Malone, powiedział, że nie będzie się czuł dobrze z Magikiem na boisku, kiedy ten myślał o powrocie.

Nie miało to nic wspólnego z brakiem sympatii dla Magica - uwielbianego gwiazdora z zaraźliwym uśmiechem, najbardziej utytułowanego koszykarza lat 80., którego dopiero Michael Jordan zastąpił na szczycie NBA. Przypadek Johnsona budził współczucie, choć jasne było, że koszykarz zaraził się wirusem, prowadząc rozwiązłe życie sportowego celebryty.

Sęk w tym, że na początku lat 90. HIV i AIDS wrzucano do jednego worka i stawiano na równi z wyrokiem śmierci. Nie bez podstaw - statystyki wskazywały, że nosiciele wirusa szybko zaczynają chorować na AIDS i umierają po kilku latach.

- Planuję żyć długo. Będę walczył, pokonam wirusa i zrobię to z uśmiechem na ustach - zapewniał Magic, ale wierzyło mu niewielu. Świat był w szoku.

O chorobie dowiedział się przypadkowo - miał dostać podwyżkę, a polisa ubezpieczeniowa wymagała badań lekarskich podczas zmiany kontraktu. HIV spadł na niego tuż przed rozpoczęciem sezonu 1991/92, kiedy Lakers znów mieli walczyć o mistrzostwo. Mógł zasłonić się poważnym urazem neurologicznym czy problemami rodzinnymi. Zdecydował, że zagra w otwarte karty.

Zapłakał dwa razy - kiedy przyznał się przed ciężarną żoną (Cookie i urodzony kilka miesięcy później syn nie zostali zakażeni) oraz w szatni przed kolegami z drużyny. Potem otarł łzy i przed tłumem dziennikarzy na konferencji prasowej, która nazywana jest największą w historii sportu, był już starym, dobrym Magikiem przyznającym jednak, że jego życie magiczne nie jest. Dziennikarze, którzy oglądali go wówczas na żywo, wspominają teraz, że informacja o tym, że Johnson jest zakażony HIV, była dla sportu tym, czym dla świata zabójstwo Kennedy'ego. O takich wydarzeniach Amerykanie mawiają: "Wiesz, gdzie byłeś, kiedy się dowiedziałeś". I każdy pamięta.

Dlaczego Magic ujawnił, że jest nosicielem HIV? - Elizabeth Glaser, żona aktora Paula Glasera, która także była nosicielką wirusa, powiedziała mi, że ta zaraza potrzebuje twarzy i że mogę nią być. Że mogę ratować ludzi od śmierci - wyjaśniał Johnson. Glaser zmarła w 1994 roku.

Magic, któremu tuż przed konferencją trzeba było wbijać do głowy, że nie choruje na AIDS, szybko powołał fundację, której zadaniem była edukacja i propagowanie bezpiecznego seksu. Dawał miliony dolarów, dzięki którym przeprowadzono 250 tys. bezpłatnych testów na HIV.

Rozwój medycyny sprawił, że śmiertelność chorych na AIDS spadła o 80 proc., pacjentom tuż po zachorowaniu prognozuje się 20 lat życia. - Nie jestem zdrowy, ale demon usnął - mówi Johnson, który - rzecz jasna - miał szczęście. Miliony (jego biznesy warte są 700 mln dol.), status gwiazdy i opieka najlepszych lekarzy (jednego z nich magazyn "Time" wybrał na człowieka 1996 roku) sprawiły, że koszykarz miał dostęp do pionierskich leków. Dzisiaj są one powszechne i Magic, który zaczynał od zażywania 15 różnych dziennie, bierze trzy tabletki. - Takie, które każdy może kupić w aptece - mówi Magic, ale nie ujawnia nazw. - To, co jest dobre dla mnie, niekoniecznie może pomóc tobie - wyjaśnia i dodaje, że choć świadomość zapobiegania zakażeniom rośnie, to jednak tacy jak on wciąż mają wiele do zrobienia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.