Hubert Radke*: Gdyż liga skorzystała ze środka prawnego, który przysługuje jej tak, jak zawodnikom strajk. Skorzystała dlatego, że obie strony nie potrafiły się porozumieć odnośnie podziału pieniędzy po tym, jak układ zbiorowy, który regulował m.in. tę kwestię, wygasł w czerwcu.
- Umowami między pracodawcami, a pracownikami - czyli ligą i zawodnikami. Pierwsze w amerykańskim sporcie pojawiły się ponad 40 lat temu i początkowo wpisywano w nie płace minimalne zawodników, kwestie ubezpieczeń zdrowotnych, funduszy emerytalnych itp. Teraz główną rolą układów zbiorowych jest ograniczanie możliwości transferów z klubu do klubu oraz ustalenie reguł płacowych. Dlaczego? Żeby nie doszło do absurdalnych rozwiązań, gdzie bogaci Los Angeles Lakers mogą kupić najlepszych, a biedni Milwaukee Bucks dogorywają i nie mają najmniejszych szans na rywalizację.
- W ramach lig piłkarskich także funkcjonują tego typu porozumienia, z tym, że ich rola jest diametralnie inna. Sedno tkwi w prawie konkurencji lub w prawie antymonopolowym, który to termin jest amerykańskim odpowiednikiem pierwszego, europejskiego. Układy zbiorowe w amerykańskich ligach sprawiają, że lig tych nie dotyczą regulacje prawa antymonopolowego. Gdyby tak nie było, NBA mogłaby napotkać wiele ograniczeń w swojej działalności. Gdyby w NBA obowiązywały przepisy antymonopolowe, to zawodnicy podczas negocjacji indywidualnych kontraktów mieliby szeroki wachlarz środków prawnych, by pewne zapisy na klubach, na lidze wymuszać i vice versa - kluby mogłyby wykorzystywać swoją silną pozycję w negocjacjach indywidualnych kontraktów. Funkcjonowanie ligi byłoby przez to bardzo utrudnione, bo w hipotetycznej sytuacji, w której kluby NBA porozumiałyby się między sobą, że np. LeBronowi Jamesowi nie płacimy więcej niż określoną kwotę, to on mógłby powiedzieć, że to nielegalne działanie w ramach prawa konkurencji, że liga stworzyła nielegalny monopol. Mógłby pójść z tym do sądu, a ten przyznałby mu prawodopodobnie rację. Wynegocjowana przez związek umowa zbiorowa to wyklucza - każdy koszykarz ma kontrakt tej samej treści, różne są tylko zapisy płacowe.
- Amerykańskie prawo antymonopolowe jest bardzo rozwinięte i w dużym zakresie dotyka też lig zawodowych, jest wiele orzeczeń sądów dotyczących sportu, a w Europie to się dopiero kształtuje dzięki Unii Europejskiej - zdecydowany sygnał dał Bosman, pojawiają się kolejne orzeczenia. W USA jest ich jednak kilkadziesiąt, a w Europie kilka. Profesor Matthew Mitten, ekspert od prawa sportowego z uniwersytetu Marquette, z którym mam częsty kontakt, uważa, że proces kształtowania się instytucji w ramach prawa konkurencji w Europie zmierza w kierunku amerykańskim, z tym że środki ku temu prowadzące są nieco inne.
- To najdalej idący wniosek. Ale pewne rozwiązania, pewne ograniczenia, które nakłada prawo konkurencji na podmioty gospodarcze, będą wymuszały takie, a nie inne funkcjonowanie lig zawodowych w Europie. Trzeba jednak zauważyć podstawową różnicę między sportem w USA, a w Europie i odmienną rolę związków sportowych. W ostatnim traktacie konstytucyjnym Unii Europejskiej z Lizbony, zawarto zapis o europejskiej specyfice sportu - sport w pewnych okolicznościach funkcjonuje jak prawdziwy biznes, a w pewnych nie. W pewnych przypadkach trzeba brać pod uwagę prawo konkurencji, a pewnych przypadkach nie można. Orzeczenia dotyczące sportu w Europie nie tyle są może sprzeczne, co nie wydawane według jednej linii - każdy kolejny przypadek odkrywa nowy problem i kształtuje rzeczywistość prawną. W USA jest to o tyle łatwiejsze, że takie orzeczenia są precedensowe i do pewnego stopnia wiążące.
- Tak. Zawodowe ligi nie mają nic wspólnego ze związkami sportowymi, a u nas obowiązuje zasada monopolu związkowego. W USA rola związku ogranicza się do wysłania reprezentacji na turniej, liga zawodowa nie ma z tym nic wspólnego. U nas związki dyktują warunki, na jakich może powstać liga zawodowa, tam ligi powstają same z siebie na warunkach komercyjnych.
- Pomijając logistykę, która byłaby wielkim problemem, pojawiłby się kłopot prawny - różnice postrzegania prawa konkurencji prowokowałyby pytania. Drużyna europejska podlegałaby europejskiemu prawu konkurencji - jak to by się miało do amerykańskiego prawa antymonopolowego? Jak miałoby wyglądać pod względem prawnym przystąpienie europejskiej drużyny do NBA, która jest porozumieniem biznesowym działającym w oparciu o amerykańskie prawo handlowe? Na te kwestie ciężko udzielić jednoznacznej odpowiedzi.
- Ale strony ze sobą rozmawiają, tylko za pomocą środków prawnych. NBA złożyła właśnie pozew przeciwko związkowi zawodników - wyprzedziła tym samym działania koszykarzy, by zapobiec sytuacji, która miała miejsce w futbolowej NFL. Tam też był lokaut, ale tam to zawodnicy złożyli pozew przeciwko lidze - wystąpili ze związku, powiedzieli, że ten już ich nie reprezentuje i mogli wykorzystywać zapisy prawa antymonopolowego. Sąd, w głośnym orzeczeniu z lipca w sprawie Brady vs NFL, przyznał im rację i jednocześnie stwierdził, że lokaut jest nielegalny, bo łamie prawo antymonopolowe właśnie. Liga znalazła się w kropce i musiała pozwolić futbolistom trenować i wykonywać ich umowy. Niedługo potem podpisano nowy układ zbiorowy. Zawodnicy wymusili to w ten sposób na lidze - porozumienie osiągnięto w ramach kompromisu, ale na pewno nie stanęło na warunkach, których chciała liga.
- Liga chce od sądu orzeczenia, że jeśli koszykarze podejmą takie same działanie jak futboliści, to byłoby to działanie nielegalne. NBA wywiera w ten sposób nacisk na zawodników - zwraca uwagę sądowi, że koszykarze grożąc wystąpieniem ze związku próbują wywrzeć nacisk na to, by zapisy układu zbiorowego były dla nich korzystniejsze niż te, które mogliby wynegocjować w normalnych warunkach.
- Trzeba poczekać na orzeczenie sądu, które będzie prawdopodobnie za kilka tygodni. Choć oczywiście taki pozew jest obciążeniem dla drugiej strony.
- Zawodnicy prawdopodobnie występują ze związku zawodowego, składają powództwo do sądu przeciwko NBA i uzyskają orzeczenie podobne do futbolistów - liga będzie wtedy w kropce, a koszykarze będą mieli przewagę psychologiczną.
- Trudno to przewidzieć, bo nie mamy 100 proc. pewności, co do danych finansowych, o których dowiadujemy się z mediów. Znaczące jest, że David Stern, który zwykle mówił o ekspansji ligi, wypowiedział się niedawno o możliwości zmniejszenia NBA o kilka zespołów. Nowy Orlean, Sacramento, Minneapolis czy Charlotte mogłyby stracić kluby.
- Niekoniecznie. Zawodnicy będą próbować wykorzystać kolejne środki prawne. Choć w końcu może im się to jednak przestać opłacać.
- Proporcjonalnie do dochodów - zawodnicy zarabiają w milionach, a liga w miliardach - wszyscy po równo. Przedstawiciele związku zawodników twierdzą - co też jest środkiem nacisku - że zawodnicy nie stracą, bo mogą podpisywać kontrakty w Europie i szerszych możliwościach promocji i marketingu własnej osoby. Wiadomo, że układ zbiorowy z NBA ogranicza mocno ten potencjał na rzecz ligi. Teraz koszykarze mają nieograniczone możliwości - mogą rozgrywać mecze pokazowe, telewizyjne, sprzedawać różne koszulki.
- Jego koszulki nie będą się sprzedawały w USA, a on nie jest Europejczykiem, który mógłby zarabiać w swoim kraju. On straci. Zawsze jest tak, że malutcy tracą najwięcej, a milionerów straty dotkną w najmniejszym stopniu.
- Żadnej ze stron nie zależy na tym, by lokaut trwał i trwał, wszyscy chcą, aby umowa w końcu została zawarta, aby NBA ruszyła, aby sezon się odbył w jak największym wymiarze. I obie strony ze sobą rozmawiają, tylko za pomocą potencjalnych środków prawnych. W końcu zawodnicy także wnieśli skargę do Narodowej Komisji Stosunków Pracy dotyczącą nielegalnych środków nacisku ze strony NBA.
- NBA wysyłała zawodnikom sygnały, że może być lokaut, jeśli ci nie zgodzą się na obniżki pensji w związku ze stratami klubów. Koszykarze kiwali głowami i mówili: - Nie, nie, tak nie będzie. Mamy środki prawne, które przeciwko wam wykorzystamy.
- Każdy klub jest podmiotem biznesowym, który prowadzi bilans finansowy, ale one razem tworzą jeszcze większy podmiot w formie NBA. Kluby mówiły Sternowi: - Słuchaj, ponosimy straty. Jeśli tego nie zmniejszymy, to z biznesowego punktu widzenia przestanie nam się to opłacać i nas stracicie. Stern tego nie chce, on chce ligę rozwijać. A jeśli coś się mocno nie opłaca jednemu klubowi, to nie opłaca się też całej lidze.
- Pewnie tak jest, ale tego nigdy się nie dowiemy, bo kluby w konflikcie występują jako jedność. Gdyby każdy klub działał indywidualnie, znów mielibyśmy rozbicie na różne ligi tak, jak np. w latach 70., kiedy była NBA i konkurująca z nią ABA. Z biznesowego punktu widzenia NBA musi występować jako jeden podmiot. Choć pojawiają się głosy, że najbogatsze kluby mogą się wyłamać. Niedawno sam Michael Jordan, właściciel Bobcats, przyznał że formuła biznesowa NBA, zwłaszcza jeśli chodzi o podział zysków miedzy klubami wymaga przemyślenia.
- Zawodnicy mają świadomość, że w długim okresie na lokaucie stracą, ale liczą na to, że na krótszą metę uda im się coś ugrać. Wiedzą, że wszystkich postulatów nie zrealizują, ale chcą wyrwać jak najwięcej. Kluby myślą podobnie.
- Można posłużyć się historią, która mówi, że w amerykańskich ligach zawodowych był tylko jeden przypadek - hokejowej NHL - kiedy sezon się nie odbył, a lokautów było kilkanaście. W długim okresie wszystkim przestanie się ten lokaut opłacać i myślę, że liga nie pozwoli sobie na stratę całego sezonu.
- Mocna pozycja związków sportowych w Europie sprawia, że to PZKosz, a nie PLK, ma decydujące słowo, jeśli chodzi o kształt i funkcjonowanie ligi, bo to związek posiada wyłączne prawo prowadzenia rozgrywek - reguluje to ustawa. To pierwsza różnica, druga to spadki i awanse - w USA dyskusja porównawcza z Europą zawsze zaczyna się od tego. W Ameryce są ligi główne i ligi poboczne, ale każda jest niezależnym od siebie podmiotem gospodarczym.
- Jak najbardziej, ale by ta liga była w pełni zawodowa, potrzebne są pewne rozwiązania instytucjonalne - odpowiednia umowa ze związkiem, w której będą konkretne zapisy i regulacje. PLK mogłaby, czy nawet powinna mieć większą samodzielność, autonomię w stosunku do PZKosz i działać w pełni na zasadach rynkowych. Obecna sytuacja - z biznesowego punktu widzenia - nie jest pożądana, choć należy być świadomym istniejących w Europie i Polsce uwarunkowań prawnych i ograniczeń z tym związanych.
* koszykarz, prawnik, doktorant UMK w Toruniu, komentator NBA w Canal+