Jeremy Sochan w ostatnich meczach San Antonio Spurs był w centrum uwagi - przeciwko New Orleans Pelicans (119:115) trafił rzut z własnej połowy, natomiast w starciu z Los Angeles Lakers (109:125) został wyrzucony z boiska. A po ostatniej nocy Polak może mówić o pewnym przełomie.
72 - tyle dni koszykarz czekał na powrót do wyjściowej piątki Spurs. W takiej roli rozpoczął spotkanie z New York Knicks, czołowym zespołem Konferencji Wschodniej. Jednak pierwsza kwarta należała do zespołu z Teksasu, który w pewnym momencie prowadził nawet 13 punktami, a ostatecznie wygrał 29:20.
Później prowadzenie stopniało do trzech punktów, lecz wtedy Spurs zaczęli mocno zyskiwać. W drugiej części ich przewaga wynosiła blisko 30 pkt, co pozwoliło im kontrolować przebieg wydarzeń na parkiecie. Knicks byli w stanie zbliżyć się na kilka punktów, ale finalnie zespół z San Antonio odniósł zaskakująco pewne zwycięstwo 120:105. Można mówić zatem o sporej sensacji, gdyż Knicks to jedna z najlepszych drużyn Konferencji Wschodniej, podczas gdy Spurs znajdują się w dolnej części tabeli na zachodzie.
Do takiego wyniku przyczynił się Sochan, który przez 38 minut na parkiecie zdobył 10 punktów (5/14 z gry, z czego 0/3 za trzy), miał sześć zbiórek, trzy asysty, jeden przechwyt oraz dwie straty. Polak zapunktował m.in. wykonując wsad po podaniu Sandro Mamukelaszwilego - ten zawodnik był najskuteczniejszy w Spurs, przez niespełna 20 minut zdobył aż 34 pkt i miał fenomenalną skuteczność 13/14 z gry (7/7 za trzy, do tego 1/1 z wolnych).
Zobacz też: Dramat na meczu NBA. Wywieźli światową gwiazdę na wózku
Po ostatnim zwycięstwie San Antonio Spurs mają bilans 29-39 i zajmują 13. miejsce w Konferencji Zachodniej, podczas gdy New York Knicks z bilansem 43-25 są trzeci na Wschodzie. Następny mecz drużyna Jeremy'ego Sochana rozegra w nocy z 21 na 22 marca, gdy podejmie Philadelphię 76ers.