Wyskoczyli z ławki, padli sobie w ramiona, z radości przewrócili się na boisko. Cieszyli się tak, jakby zdobyli złoto, ale można ich całkowicie zrozumieć - niemieccy koszykarze do finału mistrzostw świata awansowali po raz pierwszy w historii, a do tego wyeliminowali faworyta do mistrzostwa. I wciąż - jako jedyni - pozostają w tym turnieju niepokonani. Lista ofiar? Japonia, Australia, Finlandia, Gruzja, Słowenia, Łotwa, USA.
W piątek decydujący cios Amerykanom Niemcy zadali w ostatnich minutach. Gdy po świetnym zrywie Austina Reavsa i Anthony'ego Edwardsa, który z wściekłością atakował obręcz, rywale zbliżyli się na 107:108 na półtorej minuty przed końcem, najważniejszą trójkę w tym meczu trafił Andreas Obst. To był rzut podłamujący skrzydła, dający wynik 111:107 i rzeczywiście Amerykanów podłamał. Po ich nieudanej akcji punkty z półdystansu zdobył jeszcze Dennis Schroeder i Niemcy mieli sześć punktów przewagi. Koszykarze z USA odrobili tylko cztery z nich i pozostanie im gra o brąz.
Czy to sensacja? Na pierwszy rzut oka może i tak, bo Amerykanie - gospodarze wielkiej NBA - w koszykarskim świecie otoczeni są aureolą wyjątkowości, nawet jeśli od lat nie jest tak, że wygrywają zawsze i wszędzie. Przed trwającym mundialem - choć nie mają w składzie wielkich gwiazd NBA pokroju Stephena Curry'ego - byli faworytem do złota, ale równocześnie po prostu kandydatem nr. 1 na zdecydowanie dłuższej liście mocnych zespołów z medalowymi, mistrzowskimi ambicjami. Niemcy też na tej liście byli - to w końcu trzeci zespół Europy, zgrany i doświadczony zdecydowanie bardziej niż Amerykanie, z gwiazdami takimi jak Schroeder czy Franz Wagner, koszykarzami z NBA oraz Euroligi.
Zresztą tuż przed turniejem Niemcy zagrali z USA elektryzujący mecz towarzyski. W drugiej połowie mieli nawet 16 punktów przewagi, ale ostatecznie przegrali 91:99 po tym, jak Amerykanie zakończyli spotkanie imponującym zrywem 18:0. W meczu o prawdziwą stawkę, o awans do finału mundialu, Niemcy nie dali już sobie odebrać wygranej.
Mecz był znakomity. Biorąc pod uwagę stawkę, poziom, intensywność, tempo, skuteczność, liczbę efektownych akcji i dramaturgię - z pewnością było to jedno z najlepszych spotkań w historii mistrzostw świata. Dość powiedzieć, że oba zespoły trafiły po 58 proc. rzutów z gry, co jest wynikiem kosmicznym. I razem popełniły tylko 19 strat. To był po prostu Mecz Gwiazd grany na poważnie.
Lepiej zaczęli Niemcy. Znakomicie trafiał Obst - gracz drugoplanowy, pełniący rolę snajpera. Szybko trafił dwie trójki, potem rozkręcił się Franz Wagner i w 6. minucie Niemcy mieli już 25 punktów, prowadzili 25:15. Amerykanie szybko jednak zareagowali, doprowadzili do stanu 31:33 po pierwszej kwarcie. A do przerwy to oni wygrywali 60:59, po tym jak po 15 punktów rzucili Edwards i Mikal Bridges.
Kluczowy moment spotkania, w którym Niemcy przejęli kontrolę i wyszli na większe prowadzenie, to połowa trzeciej kwarty. Najpierw świetny moment miał Daniel Theis, który od stanu 64:64 zdobył cztery punkty z rzędu, potem trafiali Franz Wagner i Obst, a krótki zryw trójką na 76:68 przypieczętował Schroeder. I od tej pory Amerykanie gonili, a Niemcy uciekali.
I to wszystko wciąż odbywało się na wysokim poziomie - w tym meczu nie było kalkulacji, wydłużania akcji, szukania fauli. O nie! Akcje toczyły się w szybkim tempie, od kosza do kosza, po stracie punktów ataki wyprowadzane były jak kontry, a punkty zdobywane w efektowny sposób. Niemcy wykazywali się sprytem, wszechstronnością, ale też walecznością pod tablicami, wyrywali dużo bezpańskich piłek, mieli zbiórki w ataku. Amerykanie wykorzystywali natomiast swój atletyzm - świetnie pod kosz wjeżdżali Edwards czy Jalen Brunson, spokojnie punktował Reaves.
W czwartej kwarcie Niemcy utrzymywali przewagę, ich kibice skandowali "MVP! MVP!", gdy rzuty wolne wykonywał Obst, pięć minut przed końcem było nawet 106:94. Wtedy jednak poderwali się Amerykanie, którzy po czasie dla trenera Steve'a Kerra mieli zryw 7:0 po znakomitych akcjach Edwardsa i zbliżyli się na 103:106. A chwilę później na wspomniane 107:108. I to był moment, w którym decydujący cios zadał im zza linii trójek Obst.
Niemiecki strzelec zdobył 24 punkty, miał 6/11 z gry oraz sześć asyst. 22 punkty dodał Franz Wagner, a 21 Theis. Grą dobrze dyrygował Schroeder, który pozbierał się po nieudanym ćwierćfnale z Łotwą, przeciwko USA miał 17 punktów, dziewięć asyst i ani jednej straty. Dla Amerykanów 23 punkty rzucił Edwards, 21 dodał Reaves, a 17 - Bridges.
W niedzielnym finale Niemcy zmierzą się z Serbią, w meczu o trzecie miejsce Amerykanie zagrają z Kanadą.