Gdyby ten półfinałowy mecz sprowadzić do jednego, kluczowego fragmentu, który miał wpływ na końcowy wynik, to trzeba byłoby wskazać na środek pierwszej kwarty. Serbowie zaczęli ją od wyniku 8:1, ale potem, gdy Kanadyjczycy wyszli na trzypunktowe prowadzenie, zaliczyli zryw 11:0. Wygrali pierwszą kwartę 23:15 i potem już tylko pilnowali przewagi. Choć to "tylko" lepiej wziąć w cudzysłów, bo mimo przewagi, spotkanie było twarde, trudne i Kanadyjczycy próbowali gonić.
Z tych prób jednak nic nie wyszło, bo Serbia była zbyt mądra, zbyt skuteczna, zbyt wyrachowana. Koszykarze trenera Svetislawa Pesicia doskonale regulowali tempo meczu - starali się je zwalniać i rozgrywać długie akcje, by nie pozwolić się rozpędzić lubiącym bieganie od kosza do kosza Kanadyjczykom. Za tę regulację tempa odpowiadali przede wszystkim rozgrywający - ponownie świetny Bogdan Bogdanović, ale też Stefan Jović oraz Aleksa Avramović. Ten pierwszy, "Bogi" zaczął mecz od dwóch asyst, potem wziął się za rzucanie, już do przerwy miał 15 punktów, a w całym spotkaniu 23. I oczywiście trafiał ważne rzuty w końcówce.
Od serbskich rozgrywających wyliczankę zaczęliśmy, ale wyróżniać trzeba też graczy z innych pozycji - środkowy Nikola Milutinov pilnował pola trzech sekund, był skuteczny w ataku, dominował na desce w obronie. W całym meczu rzucił 16 punktów, mając 6/6 z gry, zaliczył 10 zbiórek. Świetnie spisali się także skrzydłowi - Ognjen Dobrić atakował kosz i uzbierał 16 punktów, Marko Gudurić trafiał z dystansu i skończył spotkanie z 12 punktami.
I jeśli w serbskim zespole w świetle Bogdanovicia błyszczeli jego koledzy, tak u Kanadyjczyków w ogóle nie rozbłysła gwiazda Shaia Gilgeousa-Alexandra. W poprzednich spotkaniach z Hiszpanią i Słowenią lider zespołu zdobywał odpowiednio 30 i 31 punktów, przeciwko Serbii rzucił tylko 15. By uzupełnić statystyki, warto odnotować także jego liczbę asyst - dziewięć. Ale jednocześnie trzeba zauważyć, że Gilgeous-Alexander był kompletnie niewidoczny, gdy zespół potrzebował go najbardziej.
Bo kiedy Serbowie budowali przewagę w pierwszej połowie, lider Kanadyjczyków ciułał pojedyncze punkty. Pierwszy raz z gry trafił dopiero w 15. minucie, kiedy Bogdanović miał już 13 punktów. Do przerwy Gilgeous-Alexander miał ich pięć i aż trzy faule. Podobnie często faulował inny kluczowy gracz Kanady - Dillon Brooks. On po skutecznej defensywnej walce ze Słoweńcem Luką Donciciem nazwał się najlepszym obrońcą turnieju, świata, NBA, ale Serbów zatrzymać nie potrafił. Szybko wpadł w kłopoty z faulami, grał zrywami, uzbierał 16 punktów.
Serbowie potrafili pilnować wyniku od końca pierwszej kwarty, na każdą dobrą akcję Kanadyjczyków odpowiadali jeszcze lepszą reakcją. Kontrolowali walkę na tablicach, mieli wyraźnie więcej zbiórek, zdobywali też mnóstwo punktów z pola trzech sekund. Byli od Kanadyjczyków zdecydowanie lepsi i zasłużenie awansowali do finału.
W niedzielę w Manili, w meczu o złoty medal mistrzostw świata, Serbowie zmierzą się z USA lub Niemcami, które swój półfinał rozegrają w piątek po południu czasu polskiego.