Suzuki Arka Gdynia przyjechała na czwartkowy mecz do Warszawy opromieniona nieoczekiwanym, wysokim, bo aż 87:70, zwycięstwem nad mistrzem Polski Śląskiem Wrocław. "Kto następny?" pytali przed spotkaniem z Legią na Twitterze przedstawiciele gdyńskiego klubu. Ale z rzucaniem wyzwania trafili źle – Legia zmiotła Arkę, wygrywając 90:61. Gospodarze już po pierwszej kwarcie mieli 13 punktów w przewagi, w końcówce trener Wojciech Kamiński mógł ogrywać zawodników z końca ławki.
I teraz to Legia może pytać "Kto następny?", bo na dwie kolejki przed zakończeniem rundy zasadniczej Energa Basket Ligi to drużyna z Warszawy jest w najlepszej formie z całej stawki. Ma bilans 19-9, zostały jej mecze w Ostrowie Wlkp. i u siebie z Zastalem Zielona Góra. Legioniści wydają się łapać formę na play-off, w którym ich ambicje są mistrzowskie. Rok temu – startując z dalekiego siódmego miejsca – dotarli aż do finału, w którym ulegli 1-4 Śląskowi. Teraz chcą złota.
Sezon nie jest dla Legii łatwy – na początku warszawianie musieli godzić grę w kraju z rywalizacją w Lidze Mistrzów. W silnej grupie C z Galatasaray Stambuł, Hapoelem Holon i Filou Ostenda zajęli ostatnie miejsce z bilansem 1-4, w trakcie rozgrywek wymienili kluczowych graczy: kreowanych na liderów, ale rozczarowujących Raya McCalluma oraz Devyna Marble’a zastąpili na obwodzie Kyle Vinales i Billy Garrett, formację podkoszową wzmocnił Aric Holman. I po raz kolejny okazało się, że trener Kamiński "umie w transfery" w trakcie sezonu. Wie, jak przebudować drużynę pod kątem jej potrzeb.
Vinales został najlepszym strzelcem (średnio 20,8 punktu) oraz podającym (5,8 asysty) zespołu. W zakończonych po czterech dogrywkach zwycięskim 136:135 meczu w Gliwicach zagrał rewelacyjnie – zdobył aż 49 punktów, trafiając fantastyczne 15 z 19 rzutów z gry, miał też osiem asyst. 31-letni rozgrywający z dobrym rzutem stał się nowym liderem zespołu.
Garrett jest drugim strzelcem (17,3 punktu), a Holman czwartym (14,2). Ten drugi dał Legii dodatkowy wymiar, bo mierzący 208 cm wzrostu podkoszowy równie dobrze, co w polu trzech sekund, czuje się także na obwodzie. Kamiński może ustawiać go jako środkowego lub wysokiego skrzydłowego, gdy pod koszem gra Geoffrey Groselle. Amerykanin z polskim paszportem nie spełnił pokładanych w nim nadziei, ale gdy z podstawowej opcji Legii stał się jedną z wielu, jest przydatny.
Dzięki zmianom Legia ma szeroki skład, Kamiński bez ryzyka może korzystać z dziesięciu zawodników w każdym meczu, dzięki czemu drużyna utrzymuje intensywność gry i prezentuje efektowny i efektywny atak - w zwycięskiej serii legioniści rzucali 101 punktów MKS Dąbrowa Górnicza, 108 Startowi Lublin i 136 we wspomnianym spotkaniu z GTK Gliwice.
Awans do play-off Legia ma już pewny od dawna, teraz walczy o jak najlepsze miejsce na koniec rundy zasadniczej. Ale Kamiński zaznacza: - Na pewno nie chcemy popełnić błędu, które niektóre drużyny popełniają: walczyć o pierwszą czwórkę i rozstawienie z myślą, że ono jest najważniejsze, zapominając, że w play-off wszystko jest możliwe. Najważniejsze dla nas jest, by być gotowym na play-off. Na tym się koncentrujemy, żeby mentalnie, fizycznie i koszykarsko być przygotowanym do tej ciężkiej przeprawy.
W tabeli Energa Basket Ligi przed Legią są w tej chwili Śląsk i King Szczecin (bilanse 20-7). Na czwartej pozycji, tuż za warszawianami jest BM Stal Ostrów Wlkp. (18-9), z którą Legia zmierzy się na wyjeździe w następnej kolejce.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!