Sochan rozbija ścianę debiutantów. Pewnie zmierza na Weekend Gwiazd NBA

Łukasz Cegliński
16,2 punktu, 53 proc. skuteczności z gry, wiodąca rola w San Antonio Spurs - tak gra w ostatnich meczach Jeremy Sochan. 19-letni debiutant pewnym krokiem zmierza w kierunku lutowego Weekendu Gwiazd NBA, a po drodze swoje słabości zamienia w atuty.

"Rookie wall", czyli ściana debiutantów, to znane pojęcie w świecie NBA. Dotyczy kryzysu, który dopada pierwszoroczniaków mniej więcej w połowie sezonu, gdy liczba meczów przewyższa już tę z ligi akademickiej. W NCAA koszykarze rozgrywają maksymalnie nieco ponad 30 spotkań, sezon NBA obejmuje 82. – Największe zaskoczenie? Pewnie to, ile tu jest meczów – mówił niedawno Jeremy Sochan pytany o to, co jest dla niego największą niespodzianką w NBA.

Zobacz wideo Jeremy Sochan porównany do gwiazdy NBA. "W tym wieku to imponujące"

On sam rozegrał w San Antonio Spurs 41 spotkań, czyli połowę ligowego dystansu. I, jak wskazują cztery ostatnie mecze, żadnej ściany przed sobą Sochan w tym momencie nie widzi. Spójrzmy na liczby:

  • 15 punktów, 8 zbiórek, 2 asysty i 6/8 z gry z Kings
  • 16 punktów, 4 zbiórki, 2 asysty i 6/12 z gry z Nets
  • 16 punktów, 6 zbiórek, 2 asysty i 6/10 z gry z Clippers
  • 18 punktów, 6 zbiórek, 4 asysty i 5/11 z Blazers

Średnio w tych spotkaniach Sochan zdobywał 16,2 punktu, 6,0 zbiórki oraz 2,5 asysty, trafił 53 proc. rzutów z gry. Mecz w mecz był jedną z czołowych postaci Spurs i udowodnił tymi występami, że w swoim debiutanckim sezonie idzie w górę - dotychczas miewał po dwa, trzy dobre mecze z rzędu, cztery zdarzyły mu się po raz pierwszy. Jego średnie z całego sezonu powoli, ale rosną – w tej chwili to 9,4 punktu, 4,9 zbiórki oraz 2,4 asysty przy 46 proc. skuteczności z gry.

Przy tej skuteczności warto się zresztą zatrzymać, bo już przed sezonem wiadomo było, że jeśli Sochan ma gdzieś słabe punkty, to dotyczą one właśnie rzutu, szczególnie z dystansu. Skrzydłowy Spurs za trzy trafił w całych rozgrywkach ledwie 25 proc. rzutów, obrońcy wciąż ostentacyjnie odpuszczają go na obwodzie, niejako prowokując go do rzutów, ale akurat w czterech ostatnich meczach nie wychodzą na tym dobrze.

We wspomnianej wyżej miniserii Sochan zaczął od spudłowanej trójki z Kings, ale potem miał 2/3 z Nets, 2/2 z Clippers i ostatnio 2/2 z Blazers. To próbka niewielka, ale zarazem znak, że Polak pracuje nad rzutem, że ręka układa się lepiej, rytm się poprawia. - Potrafię rzucać skutecznie, ludzie, z którymi trenuję, też to wiedzą. Ale oczywiście ciężko pracuję nas tym, by ten rzut był jak najbardziej stabilny, żeby każda próba pod względem mechanicznym wyglądała tak samo. Myślę, że robię postępy. Ćwiczę, oglądam te próby na wideo, oglądam też mechanikę innych graczy. Poprawa rzutu jest dla mnie wyzwaniem, ale nie problemem – mówił Sochan Sport.pl jeszcze przed czerwcowym draftem. Teraz te słowa zaczyna potwierdzać.

Także, jeśli chodzi o rzuty wolne, których wykonywanie młody skrzydłowy wręcz zrewolucjonizował. Od początku sezonu do połowy grudnia wykonywał je fatalnie, miał 12/28, czyli ledwie 42 proc. skuteczności. Ale potem – pod wpływem trenerów Spurs i intensywnych treningów – przestawił się na rzuty jedną ręką, bez tradycyjnego przytrzymywania piłki drugą. Efekty? Znakomite. Od 20 grudnia i meczu w Houston, kiedy zaczął tak rzucać w meczach, Sochan ma z linii 38/51, czyli 74 proc.

I choć drużyna z San Antonio utknęła na końcu tabeli Zachodu – z bilansem 14-33 zajmuje drugie miejsce od końca – to Sochan może być z siebie zadowolony. Gra coraz pewniej, statystyki rosną, efektowne wsady się powtarzają, a zadziorność, boiskowa bezczelność i nieustępliwość sprawiają, że kibice Spurs kochają go coraz mocniej.

A znakomity trener Gregg Popovich – docenia: - Jeremy uczy się podejmowania decyzji. Czasem porusza się szybciej, niż ktokolwiek inny w zespole, co sprawia, że miewa przez to problemy. Ale jego zaangażowanie i agresywna gra oraz inne tego typu rzeczy sprawiają, że to wszystko jest tego warte. Wykonuje świetną robotę.

I jeśli tydzień temu zastanawialiśmy się, czy Sochan ma szansę na występ w turnieju Rising Stars Challenge podczas lutowego Weekendu Gwiazd w Salt Lake City, tak teraz – po serii jego dobrych występów – możemy być tego właściwie pewni.

Więcej o: