Była druga minuta drugiej kwarty meczu 17. kolejki Energa Basket Ligi Śląsk Wrocław - Legia Warszawa, czyli kolejnego już w tym sezonie rewanżu za finał poprzednich rozgrywek. Gospodarze przegrywali 24:29, punkty dla gości zdobył Geoffrey Groselle. Amerykański środkowy, który ma także polski paszport, był przy tym faulowany i dostał dodatkowy rzut wolny.
Groselle nie popisał się na linii rzutów wolnych. Nie tylko nie zdobył dodatkowego punktu - nie trafił nawet w obręcz. Chciał umieścić piłkę rzutem od tablicy, a kompletnie mu to nie wyszło. Rzucił bowiem w górną część tablicy, a piłka - po odbiciu od niej - nie dotknęła choćby obręczy.
- Nawet nie w obręcz. No, dobrze, że w tablicę - mówili humorystycznie komentatorzy Polsatu Sport.
Groselle zdobył w meczu ze Śląskiem 14 punktów. Z linii rzutów wolnych miał fatalną, 28,6 proc. skuteczność. Trafił zaledwie dwa z siedmiu rzutów. Ten element gry to w tym sezonie jego olbrzymi problem - wykonywał 68 wolnych, trafił zaledwie 23, czyli tylko 33,8 proc. To wynik tragiczny.
Co ciekawe, Groselle o wiele lepiej rzucał z wolnych w w sezonie 2020/2021. Wtedy, grając w barwach Zastalu Zielona Góra, miał 63 proc. skuteczności. Amerykanin był wówczas MVP Polskiej Ligi Koszykówki.
Niespełna 30-letni Groselle od kilku miesięcy ma też polskie obywatelstwo i w listopadzie ubiegłego roku zadebiutował nawet w reprezentacji Polski. Biało-Czerwoni w kwalifikacjach do mistrzostw Europy grali na wyjeździe z Chorwacją i wygrali 87:79. Groselle w 11 minut nie zdobył punktu, miał dwie zbiórki ofensywne, asystę i cztery faule. Wolnych nie wykonywał, ale za to spudłował wszystkie cztery rzuty z gry.
Po 17. kolejkach Śląsk prowadzi w tabeli Energa Basket Ligi z 32 punktami (15 zwycięstw i dwie porażki). Legia jest na piątym miejscu (bilans: 10-7).