Drużyna Sochana pobiła rekord NBA. Kibice poszli na całość. Brawo, brawo

Łukasz Cegliński
San Antonio Spurs pobili rekord NBA - ich mecz z Golden State Warriors w hali Alamodome obejrzało aż 68 323 osoby. Przebłyski Jeremy'ego Sochana ograniczyły się do jednego wsadu i imprezowej fryzury.

Warriors, mistrzowie NBA, wygrali w piątek w San Antonio aż 144:113 - przeważali od początku do końca, mecz nie miał historii. Ale tym razem dla kibiców Spurs to nie boiskowy wynik był najważniejszy – liczyła się frekwencja na trybunach. Klub z Teksasu od miesięcy zapowiadał, że powrót do Alamodome, w której zespół grał na przełomie wieków, to jeden z głównych elementów świętowania 50. rocznicy obecności Spurs w San Antonio. A punktem kulminacyjnym miało być pobicie rekordu NBA pod względem frekwencji.

Zobacz wideo Jeremy Sochan. Niezwykła historia! Kiedy znów zagra w reprezentacji Polski?

I to się udało. W przerwie przed czwartą kwartą na środek parkietu wyszedł David Robinson, były znakomity środkowy Spurs i dwukrotny mistrz NBA, który ogłosił: – Hej, fani Spurs, znów wyznaczacie standardy dla całej ligi. Jest was tu dzisiaj 68 323!

Nowy rekord frekwencji jest lepszy od poprzedniego o ponad sześć tysięcy. Ćwierć wieku temu, 27 marca 1998 roku, mecz Atlanta Hawks z Chicago Bulls oglądało 62 046 kibiców. Jeśli chodzi nie tylko o mecze ligowe, ale wszystkie wydarzenia spod znaku NBA, to trzeba wspomnieć o Meczu Gwiazd z 2010 roku - wówczas, na stadionie futbolistów Dallas Cowboys, na trybunach usiadło aż 108 713 kibiców.

Fani Spurs piątkowy rekord świętowali z pasją – ich koszykarze przegrywali, ale na trybunach co chwila podnosiła się wrzawa, pojawiała się imponująca fala, fetowano byłe gwiazdy klubu. W przerwie dobrą zabawę zapewnił znany w latach 90. hiphopowy duet Tag Team, który wykonał swój przebój "Whoomp! (There it is)". Impreza była znakomita, można zaryzykować tezę, że mecz koszykówki odbywał się trochę przy okazji.

Na rocznicowe święto przygotował się też Jeremy Sochan, 19-letni skrzydłowy Spurs. Specjalnie na wyjątkowy mecz przygotował nową fryzurę – na przefarbowanych na blond włosach wymalował sobie cztery kwiaty. – Kolory fiesty, różowe i niebieskie, są fajne. Jesteśmy w Alamodome, będzie impreza – mówił dziennikarzom na przedmeczowym treningu.

Jeśli chodzi jednak o czysto koszykarskie elementy, to tak fajnie nie było. Spurs, którzy są jednym z najsłabszych zespołów NBA, przegrywali od początku. W pierwszej kwarcie potrafili wyciągnąć wynik z 4:17 na 13:17, a w trzeciej części po trafieniu Sochana zbliżyli się na 69:76, ale nie było wątpliwości, kto jest zespołem lepszym. Warriors, mistrzowie NBA, w tym sezonie mają przeciętny bilans 21-21, na wyjazdach grają słabiutko, ale tym razem zwyciężyli z łatwością.

Sochan – poza kwiatami na głowie – wyróżnił się tylko wsadem z pierwszej kwarty. Zaliczył jeden ze słabszych występów w debiutanckim sezonie – w 25 minut zdobył cztery punkty, miał tylko 2/9 z gry, spudłował oba rzuty wolne, które ostatnio wychodziły mu dobrze. Do tego miał też osiem zbiórek i dwie straty. Jego średnie z całego sezonu to 8,6 punktu, 4,7 zbiórki oraz 2,4 asysty.

Najlepszym strzelcem Spurs był Tre Jones, który rzucił 21 punktów. W Warriors najskuteczniejszy był rezerwowy Jordan Poole, który zdobył 25. Gwiazdy mistrzów, Stephen Curry i Klay Thompson, grały tylko po 23 minuty i zdobyły odpowiednio 15 i 16 punktów.

Po piątkowej porażce Spurs mają bilans 13-31 i są drugim najgorszym zespołem na zachodzie NBA. Warriors z wynikiem 21-21 są w środku stawki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.