Mistrz Polski miał bilans 14-0 i został pobity w Łańcucie. Sensacja

Łukasz Cegliński
Broniący tytułu koszykarski Śląsk Wrocław pojechał do beniaminka z Łańcuta z bilansem 14-0, ale zamiast dopełnić perfekcyjną rundę pewną wygraną, niespodziewanie poległ 85:92. Wrocławianie pozostają głównym faworytem do złota, ale na ich wizerunku pojawiła się rysa.

Andrej Urlep, mocna obrona, reprezentanci Polski w formie, świetny leworęczny rozgrywający i perfekcyjny bilans 15-0 – nie będziemy ukrywać, że już przed czwartkowym meczem Rawlplug Sokół Łańcut – Śląsk Wrocław szykowaliśmy się do pisania tekstu o wielkiej rundzie wrocławian. Rundzie z perfekcyjnym bilansem, która byłaby przyczynkiem do pierwszych porównań z sezonem 2000/01, kiedy Śląsk z tym samym trenerem Urlepem na ławce oraz Maciejem Zielińskim, Adamem Wójcikiem i Dominikiem Tomczykiem na boisku zdemolował konkurencję, mając przed play-off bilans 28-0. A potem zdobył mistrzostwo Polski.

Zobacz wideo Dart bije rekordy popularności i tworzy niezapomniane widowiska. O co w nim chodzi?

Teraz mistrzostwo kraju wciąż oczywiście jest możliwe, ale historycznych porównań nie będzie, koncepcję artykułu musieliśmy zmienić. Śląsk nadal pozostaje zdecydowanym liderem tabeli Energa Basket Ligi oraz głównym kandydatem do złota, lecz jego bilans to już "tylko" 14-1, a bohaterami końcówki pierwszej rundy zostali koszykarze Sokoła.

"Łańcucki LeBron" z ładną linijką statystyczną

Pod koniec trzeciej kwarty beniaminek z końca tabeli prowadził siedmioma punktami, ale na początku czwartej Śląsk szybko odrobił większość strat. Wydawało się, że w kluczowych momentach górę wezmą klasa i doświadczenie graczy Urlepa. Wtedy jednak świetnie zaczął grać zestaw amerykańskich graczy Sokoła, a w szczególności rozgrywający Corey Sanders i podkoszowy Raynere Thornton.

Pierwszy, rozgrywający, w czwartej kwarcie zdobył 10 punktów i miał trzy asysty, a w całym meczu uzbierał odpowiednio 22 i sześć. Drugi, nazywany „Łańcuckim LeBronem" Thornton – raczej ze względu na fizjonomię niż wszechstronność i klasę – w czwartej kwarcie miał cztery punkty, dwie zbiórki, asystę i dwa przechwyty, a w całym spotkaniu skompletował dobrą linijkę statystyczną: 17 punktów, 10 zbiórek, trzy asysty i cztery przechwyty.

Dobrze spisywali się też Delano Spencer i James Eads, kluczowi gracze Śląska w końcówce byli słabsi i sensacja stała się faktem. Choć trzeba przyznać, że obecny Sokół to już nie ten zahukany beniaminek z początku sezonu. Wówczas łańcucianie przegrywali mecz za meczem, zaczęli od bilansu 0-6 mimo pięciu spotkań u siebie. Ale potem przyszły zmiany w składzie, a także na ławce trenerskiej i zaczęły się zwycięstwa. Z ostatnich dziewięciu spotkań Sokół wygrał aż pięć – w czwartek pokonał 92:85 najlepszy w lidze Śląsk, kilka tygodni wcześniej ograł 70:67 drugą najlepszą Stal Ostrów Wlkp.

Za słabi na Europę, dominujący w Energa Basket Lidze

Łańcucianie mogą się cieszyć, że z dna tabeli przesunęli się bliżej środka, Śląsk pozostaje na jej szczycie. Już nie z perfekcyjnym bilansem, ale 14-1 i tak robi wrażenie – druga Stal ma o cztery zwycięstwa mniej, podobnie jak trzeci Trefl Sopot. Choć te drużyny mają o odpowiednio jeden i dwa mecze rozegrane mniej.

Czy w drugiej rundzie dogonią broniący tytułu Śląsk? Wrocławianie są w tym sezonie bardzo mocni – mają najlepszą obronę w lidze, świetnego lidera w osobie leworęcznego rozgrywającego Jeremiaha Martina, życiowe sezony rozgrywający reprezentanci Polski: Aleksander Dziewa, Łukasz Kolenda i Jakub Nizioł. Solidnie w polskiej lidze spisują się też Ivan Ramljak, Conor Morgan czy Kodi Justice, a wrocławianie czekają wciąż na leczącego kontuzję reprezentanta Polski Jakuba Karolaka.

Szeroki, doświadczony skład Urlepa na razie wygląda na zbyt słaby na Puchar Europy, gdzie Śląsk z bilansem 1-8 jest najsłabszy po pierwszej rundzie ze wszystkich 20 zespołów, ale w Energa Basket Lidze dominuje. Choć po porażce w Łańcucie nie może już marzyć o pobiciu rekordowego 28-0 z rundy zasadniczej sezonu 2000/01.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.