Mateusz Ponitka: Nie wiem, ile jeszcze meczów w kadrze zagram

- Razem z chłopakami stworzyliśmy super atmosferę. W pewnym momencie przestało chodzić o koszykówkę, a o to, by ze sobą być, grać, dzielić się pięknymi momentami - mówił po meczu z Niemcami o trzecie miejsce na EuroBaskecie (69:82) Mateusz Ponitka, kapitan reprezentacji Polski koszykarzy.

Jakie uczucia w tobie przeważają – smutku po porażce, czy satysfakcji z czwartego miejsca?

Mateusz Ponitka: W tej chwili smutek. Była szansa zdobyć upragniony medal. Zabrakło naprawdę niewiele. Szkoda, tym bardziej że byliśmy uczuleni, iż Johannes Voigtmann może wziąć na siebie odpowiedzialność, gdy będą ważyły się losy meczu. I to się stało – trafił dwie ważne trójki, Niemcy odjechali. 

Ale za dwa-trzy dni, gdy emocje opadną, zrozumiemy, że to był dla nas świetny turniej. Jestem dumny z moich kolegów, z mojego sztabu i… co tu dużo mówić – jesteśmy dziś czwartą drużyną w Europie.

Zobacz wideo Co się stało z polskimi koszykarzami?! "Ponitka pił do Gortata" [Sport.pl LIVE]

Trójki rywali w czwartej kwarcie były kluczowe? 

– Tak, a obok Voigtmanna swoje dołożył Dennis Schroeder. Ale tego można było się spodziewać.

Czego zabrakło, by zdobyć medal? 

– Przełamania, które mieliśmy w meczach z Ukrainą i Słowenią. Dzisiaj zabrakło tego jednego momentu, impulsu. Jakiś zawód jest, ale nie straćmy szerszego obrazu. Przed turniejem nikt się nie spodziewał, że zajdziemy tak wysoko.  

Twoje pięć fauli to efekt świetnej defensywy Niemiec, czy gospodarzom pomagali sędziowie? 

– Nie chcę dostać kary do FIBA, więc na to pytanie nie odpowiem.  

Myślisz, że rozbudzicie w kraju modę na koszykówkę? 

– Zobaczymy. Ostatnie trzy lata mamy nie najgorsze. Mieliśmy pecha w eliminacjach do mistrzostw świata, ale trzy lata temu o tej porze świętowaliśmy ósme miejsce na świecie, a teraz europejską czwórkę. Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Na tym musimy budować. Mam nadzieję, że nasze zwycięstwa oglądały dzieci, które pokochają kosza, poczują, jakie to fajne uczucie w nią grać.  

A czy ty jesteś gotów być liderem drużyny, która w 2025 r. zagra u siebie na EuroBaskecie? 

– Do tego czasu jeszcze trzy lata, zobaczymy co się w międzyczasie stanie. Nie wiem, co się wydarzy. Nie wiem, ile jeszcze meczów zagram w reprezentacji. Muszę usiąść z prezesem i porozmawiać.  

Bardziej boli cię porażka z Francją w półfinale, czy z Niemcami w meczu o medal? 

– Zdecydowanie mecz z Niemcami. Francja jest na innym poziomie, na dziś nie mamy argumentów, by z nią wygrywać.  

Masz jednak szansę wyjechać z Berlina ze statuetką dla MVP turnieju.  

– Powiem to, co mówiłem mojej żonie po meczu ze Słowenią – że bardzo chciałem zostać w turnieju do samego końca. I to się udało. Razem z chłopakami stworzyliśmy super atmosferę. W pewnym momencie przestało chodzić o koszykówkę, a o to, by ze sobą być, grać, dzielić się pięknymi momentami.  

Większość z nas będzie opowiadać o tym turnieju dzieciom i wnukom. Zapamiętamy go do końca życia. Ja miałem lepsze i gorsze momenty, ale wiem, że dałem z siebie wszystko. Teraz mam kilka dni, aby dojść do siebie i zacząć trenować z klubem. 

Ponoć oferty wysyłają największe kluby... 

– Dopiero skończyliśmy mecz z Niemcami, nie myślę o tym, co będzie dalej. Powiem tak: Reggio wyciągnęła do mnie rękę, kiedy wiele zespołów się wahało, nie było mnie pewnych. Myślę, że na tę chwilę to ten klub ma pierwszeństwo. Nie będę chciał zrobić mu żadnej krzywdy.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.