Po niespodziewanym zwycięstwie w ćwierćfinale nad broniącą tytułu Słowenią z Luką Doncicem w składzie kibice liczyli, że polscy koszykarze w półfinale mistrzostw Europy pokuszą się w Berlinie o sprawienie kolejnej sensacji. Te nadzieje szybko zostały zweryfikowane w piątek, a ostatecznie biało-czerwoni przegrali z wicemistrzami olimpijskimi z Tokio różnicą 41 punktów.
Robert Skibniewski uważa, że duży rozmiar porażki może być nieco mylący. Wskazuje też dwa aspekty, które zdecydowanie przemawiały na korzyść rywali Polaków.
- Byli bardzo dobrze dysponowani. Mieli taką skuteczność jak my w meczu ze Słowenią, a nam piłka wpadała dziś do kosza rzadziej. Po drugie, widać było różnicę klas, jeśli chodzi o fizyczność. "Trójkolorowi" byli bardziej atletyczni, skoczniejsi, lepiej biegali. Naszym zawodnikom zmęczenie dawało się we znaki. Duże znaczenie miała też szerokość ławki u rywali - wylicza były kadrowicz.
Potwierdza on, że ofensywny styl Słoweńców bardziej leżał biało-czerwonym w porównaniu ze specjalizującymi się w mistrzowskiej obronie Francuzami.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ja też byłem w gronie osób, które liczyły dziś na zwycięstwo, ale trzeba przyznać, że Francuzi odrobili zadanie domowe. Od pierwszej minuty byli bardzo agresywni i zdeterminowani. Nie pozwolili nam na grę w ataku i tą obroną nas stłamsili. Na obwodzie naciskali, odcinali pierwsze podania. Bardzo utrudniali organizację ataku, a gdy już się udało coś wykreować, to po koszem rządził i dzielił Rudy Gobert. Słowenia tak nie grała - analizuje czterokrotny uczestnik EuroBasketu (2007, 2009, 2011, 2015).
Przyznaje on, że "Trójkolorowi" skutecznie wyłączyli z gry zbierających za wcześniejsze mecze sporo pochwał Mateusza Ponitkę i A.J. Slaughtera.
- Nie dali dojść do głosu Mateuszowi. Byli przygotowani na każdą jego akcję w ataku, na każde jego ewentualne zagranie. Tak samo było z A.J.-em. Wcześniej Finowie cały czas nękali Mateusza, gdy tylko dostał piłkę. Dziś mieliśmy powtórkę. A.J. też od razu był odcinany - analizuje.
Francuzi w dwóch poprzednich rundach mieli spore kłopoty i potrzebowali olbrzymiej dawki szczęścia, by wyeliminować Włochy i Turcję.
- Można powiedzieć, że to ich wzmocniło. Prawo turnieju jest takie, że mocne drużyny rosną z każdym meczem. Francja to teraz pokazuje. W poprzednich latach była to Hiszpania, która zaczynała bardzo słabo, a potem się rozkręcała - wskazuje asystent trenera Śląska Wrocław.
Jego zdaniem nie można mieć zastrzeżeń do biało-czerwonych. - To była różnica klas. Po drugiej stronie byli zawodnicy z NBA i Euroligi. Gobert i Thomas Heurtel to top. Ten pierwszy to najlepszy obrońca NBA - podkreśla.
Skibniewski przyznaje, że faworyci wygrali zasłużenie i pokazali klasę. Ma zaś nadzieję, że biało-czerwonym wysoka porażka nie podetnie skrzydeł przed meczem o brąz.
- My musimy ten wynik przyjąć z pokorą, ale i nie spuszczać głów. Nikt się nie spodziewał, że chłopaki dotrą do półfinału. Trener Igor Milicić wykonał kapitalną robotę. Wycisnęliśmy z tej drużyny maksa. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Natomiast koncentracja i zaangażowanie były u nas na 100 procent - zaznacza.
O brąz biało-czerwoni zagrają z Hiszpanami lub Niemcami. Były reprezentant kraju ma nadzieję, że przyjdzie im zmierzyć się z gospodarzami decydującej fazy ME.
- Chciałbym, by byli to Niemcy. Uważam, że lepiej by nam się z nimi grało i mamy z nimi większe szanse. Oby nasi zawodnicy zdali sobie sprawę, jak daleko już zaszli, co już osiągnęli i pamiętali, że mogą zdziałać jeszcze więcej. Kluczowe będzie, by byli skoncentrowani i zaangażowani - wskazuje Skibniewski.