- Enjoy, have fun, let's go! - krzyknął spiker w hali w Kolonii tuż przed pierwszym podrzutem i jakże prorocze były to słowa. Słoweńcy i Litwini ruszyli na siebie w pełnym biegu, radość, zabawę i satysfakcję z oglądania faworytów EuroBasketu można było odczuwać od pierwszych sekund. Zastępy litewskich fanów ryknęły, gdy pierwsze punkty w meczu zdobył Domantas Sabonis, ale już po chwili strzeliła siatka drugiego kosza i Luka Doncić po raz pierwszy uśmiechnął się w swój firmowy, szelmowski sposób. Wpadła pierwsza trójka.
Pierwsza z wielu w wykonaniu Słoweńców już w pierwszej kwarcie - po kilku minutach obrońcy tytułu mieli ich pięć i nieznacznie prowadzili. Ale nie szło im łatwo, bo Litwini grali bardzo twardo, fizycznie - w ataku starali się wykorzystywać pod obręczą Sabonisa oraz potężnego Jonasa Valanciunasa, a w obronie twardo bronili przeciwko Donciciowi. Gwiazdor NBA, jeden z najlepszych zawodników na świecie, nie miał łatwego dnia.
Na słoweńskiego magika oczy kibiców z całego świata zwrócone są od lat, kamery śledzą każdy jego ruch. Cyrkowe rzuty na treningach, śmieszne wpadki na sesjach zdjęciowych, różne niebanalne historie uwieczniane są regularnie na zdjęciach i filmikach. Przed czwartkowym meczem w sieci też pojawiły się nietypowe nagrania, jak Doncić i koledzy ruszają spod hotelu taksówkami, bo niemieccy organizatorzy nie podstawili autobusu, który miał ich zawieść do hali.
Drużyna z taksówek mecz zaczęła dobrze, ale Litwa pokazywała ogromną determinację. Doncić musiał ciężko pracować w każdej akcji, większość punktów wymagała od niego dużego wysiłku. Z drugiej strony kilka razy zaczarował wszystkich dookoła i niby w zwolnionym tempie, ale ruchami i zwodami opanowanymi do perfekcji dostarczał piłkę tam, gdzie chciał. W środek obręczy lub do kolegów. Ostatecznie słoweński gwiazdor rzucił 14 punktów, miał sześć zbiórek i 10 asyst. Ale i cztery straty oraz aż 10 niecelnych rzutów z 14 prób z gry.
O przebiegu meczu i zmieniającym się wyniku nie ma sensu pisać, bo mecz był szalenie zacięty, oba zespoły co chwilę odgryzały się świetnymi akcjami. Tych wyjątkowych było mnóstwo - efektowne wsady, znakomite podania, zaskakujące rozwiązania, płynne manewry techniczne, przebłyski taktyczne, ale też twarda walka w każdym miejscu parkietu. Mecz był po prostu znakomity.
Litwinom bardzo zależało na zwycięstwie - nie dość, że sukcesem chcieli rozpocząć marsz po medal, to jeszcze pałali żądzą rewanżu za przegrany w Kownie finał turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Tokio. Rok temu Słoweńcy pokonali ich 96:85, a rewelacyjny Doncić zdobył wówczas 31 punktów, miał 11 zbiórek i 13 asyst.
Rewanż się jednak nie udał, znów lepsi byli Słoweńcy - w kluczowych i nerwowych momentach czwartej kwarty ich gwiazdy były lepsze niż kluczowi gracze rywali. Ważne punkty zdobywali świetnie grający weteran Goran Dragić (w sumie 19, 8/14 z gry), skuteczny pod koszami był naturalizowany Amerykanin Mike Tobey (24 punkty i osiem zbiórek) i oczywiście Doncić, Litwini pod rosnącą presją nie potrafili odrobić strat. Luka znów mógł się uśmiechnąć.