Świetna postawa Chicago Bulls w nowym sezonie NBA jest zdecydowanie jedną z największych niespodzianek. Drużyna prowadzona przez Billy'ego Donovana zaliczyła cztery kolejne zwycięstwa z rzędu i objęła prowadzenie w tabeli konferencji wschodniej. W piątek jednak do Illinois przyjechali New York Knicks i przerwali znakomitą passę Bulls.
Od samego początku spotkanie było niezwykle emocjonujące i wyrównane. Drużyna z Nowego Jorku zaczęła zwiększać przewagę dopiero w trzeciej kwarcie. Wtedy to świetny moment złapali RJ Barrett i Kemba Walker, którzy wyprowadzili na 13-punktowe prowadzenie. Chicago Bulls obudzili się dopiero w samej końcówce spotkania i postraszyli jeszcze przeciwników. Gospodarze zdominowali gości i zanotowali serię punktową 12:0, ale to nie wystarczyło. W ostatniej sekundzie czwartej odsłony meczu DeMar DeRoznan miał w rękach piłkę meczową, ale fatalnie spudłował. Zabrakło tylko jednego punktu, bo spotkanie zakończyło się wynikiem 104:103 dla Knicks. - Nie spodziewałem się, że będę na tak otwartej pozycji. Chciałem ustawić nogi, ale pod koniec nieco się pospieszyłem. Przeżyję, choć to do bani. Nie możesz trafić przecież każdego rzutu - powiedział po meczu DeRozan jednocześnie, rozrywając z wściekłości swoją koszulkę.
Jeszcze niedawno nikt by się nie spodziewał, że tak wielkie emocje u fanów NBA będzie wzbudzał akurat pojedynek Chicago Bulls z New York Knicks. Początek nowego sezonu ułożył się jednak tak, że tabela konferencji wschodniej wygląda niczym z lat 90. Na prowadzeniu nadal pozostają Bulls, którzy wyprzedzają New York Knicks, Charlotte Hornets i Washington Wizards. Wszystkie cztery drużyny mają na swoim koncie po cztery zwycięstwa i jedną porażkę.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Pierwszą porażkę w tym sezonie ponieśli w piątek także Golden State Warriors. Podopieczni Steve'a Kerra dość niespodziewanie przegrali na własnym parkiecie z Memphis Grizzlies po dogrywce 101:104. Nie pomogła tym razem nawet świetna postawa Stephena Curry'ego, który zdobył 36 punktów, osiem asyst i siedem zbiórek. Drużyna z San Francisco do tego dnia była jedną z dwóch drużyn w konferencji zachodniej, które wygrały wszystkie dotychczasowe spotkania. Takim samym bilansem mogą się pochwalić jeszcze Utah Jazz, którzy mają jednak o jedno spotkanie rozegrane mniej.