Kontrowersyjny pomysł PZKosz odnośnie ligi 3x3. "Niechęć, opór, akceptacja, afirmacja"

- Popieram pomysł klubowego grania 3x3 od dawna, ale też wiem, że to jest zmiana, która będzie budziła opór. I to jest wyzwanie dla PZKosz - przeprowadzenie wszystkich przez tę zmianę, bo dopiero po tym procesie pomysł ligowego grania 3x3 może dawać korzyści - mówi Mirosław Noculak, były trener reprezentacji Polski w koszykówce 3x3.

W poniedziałek Polski Związek Koszykówki przedstawił pomysł utworzenia ligi 3x3, czyli przerywania sezonu ligowego 5x5, żeby rozgrywać turnieje 3x3. Żeńskie i męskie kluby ekstraklasy, ale też niższych lig, miałyby wystawiać czteroosobowe zespoły i rywalizować między sobą. Projekt jest nowatorski, ale też dość ogólnikowy i w środowisku wzbudził kontrowersje.

Łukasz Cegliński: Jak się panu podoba pomysł PZKosz?

Mirosław Noculak, były trener reprezentacji Polski 3x3: - Przede wszystkim jest to pomysł uzasadniony. Poziom rozgrywek 3x3 będzie wzrastał, w mistrzostwach Europy i świata, a także na igrzyskach, będą grali coraz lepsi zawodnicy i my też musimy szukać do reprezentacji koszykarzy z najwyższego poziomu rozgrywkowego, z ekstraklasy. To jest dla mnie oczywiste.

Zresztą to jest przecież kierunek, który realizujemy od kilku lat – Michael Hicks i Przemysław Zamojski są tego najlepszymi przykładami, obaj wyróżniali się w ekstraklasie. Ale też inni reprezentanci Polski – kiedyś Marcin Sroka, potem Szymon Rduch, a ostatnio Łukasz Diduszko też potwierdzają ten kierunek. Wyjątkiem jest Paweł Pawłowski, który występował w niższych ligach 5x5 i właściwie tylko o nim można powiedzieć, że jest „produktem" fali rozwoju 3x3. Świetnie się w tej konkurencji odnalazł i rozwinął.

Załóżmy teoretycznie, że w tym ligowym, turniejowym graniu 3x3, dobrze zaprezentują się np. Sebastian Kowalczyk z Anwilu Włocławek, Mikołaj Witliński z Czarnych Słupsk czy Grzegorz Kamiński z Legii Warszawa. Czy powinno się ich namawiać, by poszli drogą Zamojskiego, zrezygnowali z grania 5x5 i poświęcili się 3x3, bo tu mogą zyskać nowe koszykarskie życie i perspektywę sukcesów z reprezentacją?

- Do poważnego grania w 3x3 są różne ścieżki, także takie, które te żywioły łączą. Trzeba jednak zauważyć, w jaki kierunek ma FIBA, jakie są jej pomysły. Mam wrażenie, że układanie kalendarza międzynarodowego sprawia, że ci regularni gracze z 5x5 są od 3x3 odcinani. Terminy mistrzostw świata czy Europy pokrywają się z przygotowaniami do sezonu w 5x5, albo nawet z początkiem tych rozgrywek. Przecież tegoroczne mistrzostwa Europy, w których zdobyliśmy brązowy medal, odbywały się w momencie, w którym u nas trwał już sezon 5x5. Zdarzały się też mistrzostwa świata na początku czerwca, kiedy w wielu krajach sezony ligowe są na finiszu.

W FIBA koszykówką 3x3 zajmują się ludzie, który nie byli wcześniej mocno związani z basketem, to raczej marketingowcy. Wymyślają produkt, ale chyba nie patrzą na wszystko szerzej. Dlatego uważam, że PZKosz, w porozumieniu z innymi federacjami, powinien naciskać na FIBA, żeby w graniu 3x3 rozdzielać dwa rodzaje rozgrywek – te dla reprezentacji, i te dla drużyn zawodowych. U tych drugich, w cyklu World Tour, może grać każdy, ale kraje reprezentować powinni najlepsi gracze.

Myślę, że to się zmienia, bo proszę zauważyć, że w męskim graniu 3x3 nie ma – w sensie dobrych wyników sportowych – tak mocnych koszykarsko krajów jak USA czy Hiszpania. Panie z tych krajów są już na wysokim poziomie, w reprezentacji USA na igrzyskach grały przecież cztery dziewczyny z WNBA, i to wybierane z czołowymi numerami draftu. USA i Hiszpania na najwyższym poziomie pojawią się także u panów, ale staną pod (przed?) podobnymi dylematami – jak szukać najlepszych graczy do reprezentacji.

Wracając do Polski – szukanie reprezentantów 3x3 w tych turniejach dla klubów ekstraklasy, jest dobrym pomysłem?

- Tak, zresztą gdy byłem trenerem reprezentacji Polski 3x3, to już wtedy, kilka lat temu, namawiałem prezesów PZKosz i PLK, by przy okazji turniejów o Puchar Polski 5x5, organizować turnieje 3x3 dla drużyn z dolnej połówki tabeli. Osiem zespołów miało wtedy kilka dni wolnego, przerwę w rozgrywkach i można było zorganizować dla nich granie 3x3, które byłoby przeglądem kadr. Byłoby to sprawiedliwe z punktu widzenia sportowego, połowa ligi nie odpoczywałaby w momencie, gdy druga połowa gra o puchar. Ale nikt wówczas nie chciał tego słuchać.

Wracając do pytania – popieram pomysł klubowego grania 3x3 od dawna, ale też wiem, że to jest zmiana. Zmiana, którą w psychologii społecznej dzieli się na cztery etapy: niechęć, opór, akceptację i afirmację. Jak czytałem reakcje prezesów na pomysł klubowego grania w 3x3, to tę niechęć wyczułem. Na opór PZKosz jest przygotowany, bo prezes Piesiewicz powiedział, że przewiduje kary dla tych, którzy nie będą się godzić na takie granie. I ten opór na pewno będzie. A przejście do akceptacji i afirmacji wymaga czasu i takiego działania, by tych początkowo niechętnych do swoich pomysłów przekonać. I to jest wyzwanie dla PZKosz – przeprowadzenie wszystkich przez tę zmianę, bo dopiero po tym procesie pomysł ligowego grania 3x3 może dawać korzyści.

Wrócę do wątku przekonywania, namawiania czy też „wyciągania" koszykarzy grających 5x5, w kierunku 3x3. Czy w ogóle jedno z drugim na najwyższym poziomie da się pogodzić, czy trzeba zrezygnować z 5x5 jak wspominany Zamojski?

- Godzić można, ale przeszkody są, choćby te kalendarzowe. Dam przykład rozgrywek Ligi Narodów 3x3 dla zawodników do lat 23. Polska je wygrała mając w składzie Adriana Boguckiego, Daniela Gołębiowskiego, Michała Samsonowicza, z którymi miał grać Mateusz Szlachetka. Ale tego ostatniego Trefl Sopot na turniej do Bukaresztu już nie puścił, bo rozpoczął się sezon ligowy. Mateusz chciał jechać, brał udział we wcześniejszych turniejach, na co Trefl dawał zielone światło, ale ostatecznie to właśnie klub, który go zatrudnia, i który mu płaci, dyktował warunki w tej kwestii. Zresztą żeby mogli zagrać Bogucki i Samsonowicz, trzeba było przełożyć mecz Twardych Pierników z Arką.

Dlatego, poza naciskiem na FIBA w kwestii organizacji reprezentacyjnego grania 3x3, ze strony PZKosz lub PLK istotne będzie nakłanianie klubów do wprowadzania dodatkowych zapisów w kontraktach. Zresztą czytałem już pytania klubowych prezesów – co właśnie z kontraktami, co z ubezpieczeniami itp. To naturalne, to są właśnie te pierwsze reakcje na zmianę.

Ale można przecież wpisywać w kontrakty graczy wyselekcjonowanych do szerokiej kadry reprezentacji 3x3 liczbę turniejów i meczów w przerwie między sezonami. Po to, by kluby nie obawiały się, że dany zawodnik będzie przemęczony itp.

Z drugiej strony prezesi klubów i trenerzy zespołu nie zdają sobie chyba sprawy z tego, że aby być zawodowym koszykarzem, trzeba pracować przez cały rok. Dodatkowo pracować nad motoryką, techniką i rzutem. Problem w tym, że wciąż są tacy, którzy kończą sezon i robią sobie wakacje. Jednemu się nie chce, inny nie ma pieniędzy na indywidualne treningi i przygotowania itp.

Dąży pan do tego, że koszykówka 3x3 w okresie letnim mogłaby być tym dodatkowym treningiem, podtrzymaniem rozwoju?

- Powiem więcej: narzędziem! Granie 3x3 jest naturalnym narzędziem dla rozwoju gry w 5x5. Kilka tygodni temu miałem zresztą na ten temat wykład w Krakowie – okręgowy związek zaprosił mnie na konferencję licencyjną dla trenerów i tam dałem prelekcję właśnie pod takim tytułem: „Koszykówka 3x3 jako narzędzie w rozwoju 5x5 po sezonie". Mówię o tym, żeby pokazać, że kluczem w tej zmianie jest także uświadamianie trenerów i prezesów w tym temacie.

Przy okazji – poruszę temat rzekomych kontuzji, bo to wątek, który wraca w rozmowach z ludźmi z 5x5. Proszę posłuchać – uczestniczyłem w 19 imprezach rangi mistrzowskiej w koszykówce 3x3 juniorów i seniorów. Meczów nie zliczę, były ich setki. Jako reprezentacja Polski mieliśmy w nich jedną kontuzję – skręconą nogę Mikołaja Kurpisza. Kontuzjogenność koszykówki 3x3 to mit, ignorancja i niewiedza. PZKosz ma dużą pracę do wykonania, żeby to błędne przekonanie wyplenić.

A jednocześnie – żeby tłumaczyć trenerom, że granie 3x3 podnosi koszykarskie umiejętności. Nic tak nie kształtuje decyzyjności, jak koszykówka 3x3. Jeśli masz 12 sekund na rozgranie akcji i non stop musisz podejmować decyzje w ataku i w obronie, to przez 10 minut utrzymujesz permanentną koncentrację. Nie ma stania w rogu przez 20 sekund w oczekiwaniu na podanie. Nie ma obijania się w obronie w pozycji pomocy. Koszykówka 3x3 po prostu rozwija.

Zapytam trochę pod prąd w stosunku do tego, co pan właśnie powiedział: co z wąską specjalizacją i uznaniem, że to jednak inne konkurencje, co z szukaniem graczy w jak najmłodszym wieku, aby wyszkolić u nich umiejętności i nawyki najbardziej potrzebne w graniu 3x3?

- Taka specjalizacja jest zupełnie niepotrzebna. Przecież koszykówka 5x5 ma wpływ na 3x3 i odwrotnie. W koszykówce 3x3 najlepsi są ci, którzy są świetnie wyszkoleni technicznie, są jak najbardziej wszechstronni i jak najlepsi pod względem motorycznym. A to są po prostu cechy najlepszych koszykarzy bez podziału na konkurencje, przecież technika, wszechstronność i motoryka to są podstawy obecnej koszykówki 5x5. Zasady także są właściwie te same, inny jest format meczu. Owszem, w 3x3 nie występuje pozycja pomocy w obronie, ale przecież odpowiedzialność za grę jeden na jeden w defensywie jest przecież taka sama jak w 5x5.

Gdybym prowadził dzisiaj drużynę 5x5, to do treningu wprowadzałbym elementy obecnego grania 3x3. Robiłem to, gdy pracowałem w Szkole Mistrzostwa Sportowego, ale zauważałem opór trenerów, niektórzy są temu przeciwni. Ale o tym, że tak jest już mówiłem,  na zmianę zawsze najpierw reaguje się niechęcią.

Mówił pan już o konkretnych rozwiązaniach, ale zapytam ogólniej – jakich systemowych rozwiązań potrzebuje teraz koszykówka 3x3? I nawet nie chodzi mi już o ligę, tylko o to, co można zrobić, by podtrzymać tę niewątpliwą energię, by zbudować mocne fundamenty pod reprezentacje na lata?

- PZKosz powinien się zastanowić nad tym, jak wybrać jak najszerszą grupę zawodników, którzy chcą grać w 3x3 na jak najwyższym poziomie. Kluczowe jest właśnie wyłapywanie, wynajdywanie tych koszykarzy – takich, którzy mają predyspozycje, ale też widzą możliwości łączenia tego z graniem 5x5. Trzeba szukać ich w ekstraklasie, ale też niższych ligach, bo przecież zależy nam także na kadrach młodzieżowych. Ta grupa powinna być szkolona permanentnie, przez 11, a nawet 12 miesięcy – łącznie z sezonem 5x5.

Ale jak to robić? Przecież wspomnieliśmy już o niechęci klubów, także o problemach z kalendarzem…

- Oczywiście, system rozgrywek jest problemem. Ale przecież połowa ekstraklasy kończy ligę po rundzie zasadniczej i po np. 10 dniach przerwy z potencjalnymi kandydatami z tych klubów można organizować już konsultacje, treningi, zgrupowania. To jest dobry moment, by szlifować technikę, wszechstronność i motorykę, o których mówiłem. Czas po sezonie jest też dobrym momentem na doskonalenie rzutu.

Pamiętajmy też o tym, że obie koszykarskie konkurencje mają status olimpijski i nie powinno się ich rozróżniać ze względu na sportową wartość. Ona jest ta sama – złoto w 3x3 jest tak samo istotne jak w 5x5.

Ale jednak mam wrażenie, że koszykówka 5x5 wciąż jest ważniejsza. A może po prostu sam jestem w początkowej fazie procesu zmiany i mam opór przed zaakceptowaniem tego, że koszykówka 5x5 ma być inkubatorem dla 3x3. Cały czas się zastanawiam, czy 3x3 nie powinno tworzyć od początku własnej ścieżki.

- Moim zdaniem takie myślenie nie ma żadnej racji bytu. W siatkówce, owszem, jest inaczej, ale jest też zasadnicza różnica – podłoże. Tam musi być specjalizacja, bo ci, którzy regularnie grają na piachu, nie wejdą do hali, by zagrać mecze play-off na parkiecie – będą się wtedy odbijać po 20 cm od podłogi. Ale w koszykówce jest inaczej, można grać równocześnie w 3x3 i 5x5. Dlatego zawodnicy, którzy kończą sezon 5x5 po rundzie zasadniczej, mogą z pomocą PZKosz tworzyć zespołu uczestniczące w turniejach cyklu World Tour czy challengerach. I w ten sposób zdobywać punkty do rankingu, pomagać reprezentacji.

Tu przechodzimy do drugiego istotnego pomysłu PZKosz – utworzenia zawodowego zespołu Lotto Team, w którym byliby koszykarze z kontraktami, przypisani już tylko, albo głównie, do 3x3. W tej chwili są to wspominani Zamojski, Rduch i Pawłowski, choć już z Diduszką jest problem, bo przecież wciąż gra w 5x5 w pierwszoligowych Tychach.

- Problem jest inny – tych zawodników jest tylko czterech. A powinno być 16.

No to jak ich szukać?

- Tu wszystko zależy od finansowych możliwości związku. Jeśli PZKosz zapewni kandydatom do tego zespołu podobne pieniądze do tych, które mogą zarobić w klubach, to dla wielu koszykarzy to może być atrakcyjny wybór. Oni wtedy poświęcą się już tylko trenowaniu 3x3, a ich głównym zadaniem będzie udział we wszystkich możliwych turniejach, by zbierać punktu rankingowe przekładające się na pozycję reprezentacji Polski.

A skoro jesteśmy przy pieniądzach, to warto dodać, że dużym pozytywem jest fakt, że w polskiej koszykówce pojawił się kolejny mecenas, Totalizator Sportowy angażujący się w 3x3, dzięki czemu budżet PZKosz – z tego co słyszałem – wzrósł już do 40 mln złotych. Tak dobrze w polskiej koszykówce nie było, za czasów mojej pracy w związku było to 10-12 mln. Trzeba powiedzieć wprost, że to zasługa prezesa Radosława Piesiewicza. Można o nim mówić różne rzeczy, ale dzięki jego operatywności te pieniądze są. Teraz jest kwestia, jak te pieniądze wydawać. Zawodowy zespół 3x3 jest dobrym pomysłem.

Ale powtórzę – tych zawodników nie może być czterech, czyli tylu, ilu jedzie na pojedynczy turniej. Optymalną liczbą do treningu 3x3 jest ósemka graczy, a żeby zapewnić odpowiednią rotację i mieć możliwość gry w wielu turniejach, najlepiej by było ich mieć 16.

Czy na świecie jest jakiś kraj, federacja, która wypracowała już rozwiązania, na których możemy się wzorować? Czy każdy wciąż szuka własnej drogi?

- Myślę, że każdy wciąż szuka. Trudno mówić o sprawdzonych systemach. W Japonii jest letnia liga, w której grał choćby Szymon Rduch, sporo turniejów jest w Chinach, ale najważniejsze wciąż są rozgrywki organizowane przez FIBA. Rozgrywki drogie dodajmy, bo organizacja pojedynczego turnieju World Tour kosztuje 250 tys. dolarów, challenger kosztuje ponad 100 tys. Mówimy tu o dwudniowym turnieju, więc koszty są wysokie. Ale trzeba walczyć o ich organizację, bo dzięki temu zdobywa się te punkty do rankingu, o których co chwila wspominam. One są najważniejsze, bo gdy twoja reprezentacja jest w pierwszej trójce rankingu, to na największe światowe imprezy jedzie bez eliminacji.

Czeka nas dużo pracy u podstaw, pracy organicznej. Z trenerami, zawodnikami, prezesami i działaczami. Ten proces zmiany trzeba przejść, ale przejść aktywnie. Z niechęci i oporu nie przejdziemy automatycznie do akceptacji i afirmacji. Sam czas nie wystarczy, na zmianę się nie doczekamy. Pomysły trzeba sensownie promować, projekty dopracować, a nieprzekonanych – edukować. Praca przed PZKosz jest ogromna, ale trzeba związkowi życzyć, by ona się powiodła. Nie ma wątpliwości, że koszykówka 3x3 była przebojem igrzysk w Tokio i że warto być w światowej czołówce. Ale jak mówiłem – będzie o to coraz trudniej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.