Nie milkną echa reportażu WP Sportowe Fakty "Pamiętaj, że jesteś zerem". Byłe zawodniczki SMS Łomianki oskarżają trenera Romana Skrzecza o psychiczne znęcanie się i molestowanie. - Zbudował relację opartą na władzy i strachu. Sączył przekaz: tyle już zniosłaś, że musisz wytrzymać i to – mówi Sport.pl Aleksandra Adamiec.
Aleksandra Adamiec, psycholog sportu: Byłam w ogromnym szoku. Niektórzy mówili, że to kontrowersyjny temat, ale dla mnie tu żadnej kontrowersji nie ma. Jest za to ogromny dramat. Z drugiej strony czuję, że to wierzchołek góry lodowej i o takich przypadkach będziemy słyszeć w najbliższym czasie częściej. Sport zdecydowanie zszedł tutaj na drugi plan.
– Jeśli chodzi o milczenie ofiar, ono wynika ze strachu. Z kolei gdy mówimy o świadkach, nie tylko bezpośrednich, mogło wystąpić zjawisko rozproszenia odpowiedzialności, czyli ktoś słyszał lub wiedział o tym, co może dziać się w szkole w Łomiankach, ale liczył, że to ktoś inny ujawni prawdę. Innym powodem mogła być niechęć do podejmowania ryzyka i narażania się w środowisku.
Bardziej niepokoi mnie fakt, że o sprawie dokładnie wiedzieli dorośli z przygotowaniem pedagogicznym. I zamietli tę sprawę pod dywan, nie zważając na krzywdę dziewczynek ze szkoły.
– Mówimy o mechanizmie silnie traumatyzującym. O strachu, paraliżu, wpływie autorytetu. Zwłaszcza ten ostatni przykład jest niezwykle klasyczny dla psychologii.
Trener budował relację opartą na władzy i strachu. Manipulował nimi, sącząc im przekaz: tyle już zniosłaś, tyle poświęciłaś, musisz wytrzymać jeszcze to. Skoro więc koleżanki nie reagowały, nic nie powiedziały, to ja też powinnam milczeć. Jeśli odezwę się, stanę się jeszcze większą ofiarą.
Wpływ autorytetu, renoma trenera, który od kilkunastu lat podpierał się sukcesami sportowymi w tej szkole, pozwalały mu stawiać zawodniczki pod ścianą: albo ja, albo nikt. Jego wpływ jako osoby, która jest dla nich autorytetem, jest ogromny, kluczowy.
Wystarczy przypomnieć sobie eksperyment Milgrama z 1963 r. o posłuszeństwie wobec autorytetów. W trakcie badania wystarczył kitel eksperymentatora, by ochotnicy – czując autorytet osoby, o której nawet nie wiedzieli, czy naprawdę jest lekarzem – spełniali jego prośby, w tamtym przypadku poddawali elektrowstrząsom podstawioną osobę. Płakali, załamywali się, ale wykonywali polecenia.
Trener jest jednym z takich autorytetów. Fakt, że to on decyduje o mojej przyszłości, ewentualnej karierze, o moim być albo nie być w koszykówce, stawiał nastolatki pod ścianą: albo przyjmuję rzeczywistość taką, jaka jest, albo stracę coś dla mnie bezcennego.
– Tak. A do tego otrzymywał wsparcie z zewnątrz. Zawodniczki miały poczucie, że to nie tylko trener, ale i otoczenie, które go podziwia, szanuje, wspiera w decyzjach, ma wobec niego duże poważanie, są przeciwko nim. A to już sprawia, że ewentualny coming out oznaczałby walkę: ja kontra system.
Poza tym: dlaczego ja powinnam się zbuntować, skoro dorośli świadkowie nie reagują?
– To osoba, która najprawdopodobniej nie chciała widzieć tego, co się działo. Wszelkie sygnały traktowała jako wymysły dziewczynek czy ich rodziców. Ale to tylko jedna z osób, która w cichy sposób mogła zezwalać na takie zachowania.
To, że ten trener przez tak wiele lat pracował w tej szkole, pokazuje, że każda osoba, która do tej szkoły trafiała, wchodziła w pewien tryb, system. Myślę, że dorosłej osobie byłoby trudno przeciwstawić się takiemu rywalowi, a co dopiero nastolatce.
– O takich sytuacjach słyszymy nie tylko w Polsce, w ostatnim czasie głośno było chociażby o aferze w amerykańskiej gimnastyce sportowej, reprezentantki USA dopiero po latach zdecydowały się przerwać milczenie. Tam też każdy teoretycznie wiedział o tym, że lekarz zespołu dopuszcza się molestowania zawodniczek, ale latami o sprawie milczano.
Chciałam zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt – granicy molestowania seksualnego i przyzwolenia na pewne zachowania. W środowisku sportowym panuje silne przekonanie, że aby osiągnąć sukces, trzeba być odpornym na wyzwiska czy agresywne zachowanie trenera.
Granica jest niezwykle cienka. Komentarze trenera dotyczące wyglądu czy zachowania zawsze mają wpływ na zawodnika. A w tym przypadku mówimy o komentarzach wobec nastolatek, których tożsamość płciowa dopiero się kształtuje i to, co usłyszą czy czego doświadczą, zostanie z nimi na długie lata.
Byłam zbulwersowana, gdy czytałam komentarze trenera np. o "szorowaniu futrem po parkiecie". Oczywiście – musimy mieć świadomość, że w sporcie pracujemy z ciałem, ale są pewne strefy ciała, intymności zawodnika bądź zawodniczki, których trener komentować zwyczajnie nie powinien.
– To zarazem pokazuje skalę patologii tej sytuacji, gdy trener zwraca się w ten sposób do dzieci. Komentarz na temat sfer intymnych dziewczynki wykracza poza normy. Dotyk, który ktoś odbierze jako niekomfortowy, to też jest sygnał, że to przekroczenie granicy intymności.
Tu jednak dotykamy kolejnego problemu – wejścia w środowisko, które pewne zachowania odbiera jako normę. I brak możliwości powiedzenia na głos o tym dyskomforcie.
– Jeśli trener rzeczywiście ma cel, by wzmocnić nastoletnią zawodniczkę lub zawodnika, ale szanuje go jako człowieka, nie uderza w jej lub jego podmiotowość – czyli nie obraża cię, nie wyzywa – to wtedy ma to uzasadnienie.
Co innego jeśli przyjmuje w tym celu postawę poniżania, ignorowania – to jest to niedopuszczalne. Można od zawodnika wymagać. Można postawić go przed próbą. Można nawet podnieść głos, ale wciąż zachowując jego godność jako człowieka. Co więcej, trener stosujący te narzędzia musi być świadomy, dlaczego je stosuje i jakie konsekwencje mogą one za sobą nieść, by nie przekroczyć granicy.
Pamiętajmy – apeluję do trenerów – jeśli chcemy krytykować, krytykujmy zachowanie, nie człowieka. Jeśli zawodnik w naszej opinii nie postarał się, nie przyłożył, można mu powiedzieć: "Widziałem, że nie starałeś się, nie byłeś skupiony, jestem zły". Ale mówienie: "Ty idioto, jesteś zerem, nic z ciebie nie będzie", to mocne uderzenie w osobę, a nie zachowanie, które obserwujemy.
– Pracowałam z wieloma trenerami. Nieraz spotkałam się z sytuacją, gdy szkoleniowiec wściekał się, krzyczał na zawodników. Ale zawodnicy nie czuli się przez niego poniżeni. Dlaczego? Bo okazywał im szacunek, a wściekał się na zachowanie, a nie człowieka. To niezwykle trudna sztuka, by umieć przekazać krytykę we właściwy sposób.
Myślę więc, że inni trenerzy nie będą popadali w skrajność, by unikać krytyki, choć sytuacja w SMS w Łomiankach będzie trudna. Trzeba będzie znaleźć zupełnie nowe sposoby pracy z zawodniczkami. Odbudować zaufanie wobec reszty dziewczynek. A to może okazać się najtrudniejsze.
– Zapewnienie opieki psychologicznej tym dziewczynkom, które teraz uczą się w tej szkole. Do tego edukacja trenerów, weryfikacja ich warsztatu pracy. A także ważne słowo "przepraszamy" wobec tych, które już doświadczyły traumy.