Koszmar koszykarek w Łomiankach to dopiero początek. "Wierzchołek góry lodowej"

"To wierzchołek góry lodowej", "Ciekawe, kto następny?", "Słyszałem o trenerze X, prezesie Y, klubie Z" - reportaż o koszykarskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego poruszył środowisko. Mam przeczucie, że kolejne relacje będą dotyczyć nie tylko SMS w Łomiankach. Być może nie tylko koszykówki w wydaniu żeńskim. Być może nie tylko basketu - pisze Łukasz Cegliński ze Sport.pl.

"SMS PZKoszmar Łomianki" – napisałem w czwartek na Twitterze po przeczytaniu kolejnych relacji koszykarek opisujących traumatyczne doświadczenia ze Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Gnębienie i molestowanie, których miały doświadczać ze strony trenera Romana Skrzecza, prowadziły nawet do myśli samobójczych. Wszystko wyszło na jaw dzięki reportażowi WP Sportowe Fakty.

Zobacz wideo Przyszłość kadry 3x3 pod znakiem zapytania. "Wyczerpał się pomysł na zespół"

Pod moim krótkim wpisem jeden z internautów przytomnie zapytał mnie, czy przez całe zawodowe życie w koszykarskim środowisku nic o takich sytuacjach nie słyszałem, czy nie doszły do mnie żadne pogłoski?

Poczułem się niezręcznie i głupio, a nasuwające się usprawiedliwienie, że żeńskim basketem właściwie się nie zajmuję, dla mnie samego było miałkie. Ale nie, nie słyszałem pogłosek o skandalicznych sytuacjach w szkole w Łomiankach. Tylko że od razu sam zadałem sobie pytanie – a gdybym słyszał, to jakbym je potraktował? Czy umiałbym drążyć temat, czy umiałbym o nich pisać?

Dlatego tekst kolegów z WP Sportowe Fakty jest tak ważny. Dariusz Faron i Marek Wawrzynowski podjęli się trudnego tematu, o bardzo bolesnych kwestiach rozmawiali z ponad 30 zawodniczkami. W reportażu żadna z nich nie wypowiedziała się pod nazwiskiem, ale wstrząsające relacje ośmieliły same koszykarki do otwartych wystąpień. 

Od wtorkowego wieczoru kolejne zawodniczki publikują w mediach społecznościowych wspomnienia. Traumatyczne wspomnienia. Wyobrażam sobie, ile złych emocji one wywołują, ile odwagi od każdej z pań wymaga ich spisanie i w końcu kliknięcie "Publikuj".

Reportaż o znęcaniu się i molestowaniu zawodniczek w Łomiankach przeczytała zapewne większość środowiska koszykarskiego. Powszechne jest oburzenie, stawiane są kolejne pytania. Pojawiają się też stwierdzenia: "To wierzchołek góry lodowej", "Ciekawe, kto następny?", "Słyszałem o trenerze X, prezesie Y, klubie Z".

Czyli wiele osób wiedziało, ale nikt z tym nic nie robił. Zapytałem jednego rozmówców o to, dlaczego tak jest. Usłyszałem, że to plotki z drugiej ręki, niepotwierdzone doniesienia, kwestie, którymi powinien zajmować się ktoś inny.

Kto? Prezesi klubów, szefowie okręgowych związków, Polski Związek Koszykówki. Problem w tym, że SMS Łomianki nie zajął się nikt z wyżej wymienionych, dopiero teraz interweniuje ministerstwo Edukacji i Nauki oraz sejmowa komisja sportu. Jeśli chodzi o środowisko koszykarskie, to pierwsza reakcja władz była powściągliwa – wiceprezes PZKosz Grzegorz Bachański powiedział WP Sportowe Fakty: – Niech te osoby się odkryją, przyjdą z konkretnymi oskarżeniami. Wysłuchamy ich i wtedy możemy prowadzić jakieś dochodzenie.

Te osoby się już odkrywają. Aleksandra Makurat, Ewelina Gala, Dominika Miłoszewska – obecne i byłe koszykarki w mediach społecznościowych pod nazwiskiem piszą o traumatycznych przeżyciach.

Możliwe, że za nimi pójdą kolejne, że poznamy więcej takich relacji. I niestety mam przeczucie, że będą one dotyczyć nie tylko SMS w Łomiankach. Być może nie tylko koszykówki w wydaniu żeńskim. Być może nie tylko basketu.

Reportaż o SMS otwiera oczy na wiele kwestii – od obecności psychologów w klubach, przez pedagogiczne kompetencje szkoleniowców, po relacje trener – dziecko – rodzic. To złożone, wielowątkowe tematy bez łatwych odpowiedzi i prostych wytrychów do zastosowania.

Pojawia się też wątek "twardości" w sporcie. Biografie największych sportowców naznaczone są chwilami ciężkimi, momentami załamania, problemami w szatni. Przeszkodami, które w drodze do wielkości trzeba pokonać. Dawrinowskie "only the strongest survive", przetrwają tylko najsilniejsi, ma w sporcie swoje miejsce – myślenie, że jak chcesz być dobry, najlepszy, musisz sobie radzić ze wszystkim, jest akceptowane.

Na słabości, dzielenie się wątpliwościami, najczęściej nie ma miejsca. Ewelina Gala, 30-letnia środkowa mająca za sobą wiele sezonów w ekstraklasie, napisała na Facebooku: "Czy jako wciąż niepełnoletnia zawodniczka powiedziałam komukolwiek o tym, że słyszę seksistowskie komentarze od działaczy czy trenerów klubów? NIE!!! Dlaczego? Cholera… Nie wiem, nie miałam odwagi? Widziałam, że starsze koleżanki nie reagują, więc dlaczego ja bym miała?".

Na marginesie – Gala w SMS PZKosz Łomianki nigdy nie grała, a i tak pisze o tym, że miała "mnóstwo propozycji seksualnych od trenerów czy działaczy". Dodajmy, że Roman Skrzecz – trener, który z SMS w Łomiankach został zwolniony, ale wciąż pracuje w Żyrardowie – kategorycznie zarzutom zaprzecza.

Niechęć przed mówieniem ma zapewne wiele podłoży. Wstyd z powodu okazania słabości, lęk przed ostracyzmem grupy, strach przed reakcją trenera. A także wszechobecne przekonanie, że w sporcie już tak po prostu jest. Ze trener musi wymagać, krzyczeć, bluzgać i za wszelką cenę popychać do przekraczania kolejnych granic. Czasem wbrew zawodnikowi, a w domyśle – dla jego dobra.

Jednak w całej aferze dotyczącej SMS w Łomiankach chodzi, niestety, o coś więcej. W Szkole Mistrzostwa Sportowego – przeczytajmy tę nazwę powoli, słowo po słowie – nastoletnie dziewczyny, młode kobiety, doprowadzane były nie tyle do łez, ile do depresji. Oskarżenia wobec trenera, którymi teraz się dzielą, dotyczą wielokrotnego przekraczania nieprzekraczalnej granicy. Przekraczania, które doprowadzało do myśli samobójczych.

To nie szkoła, to żadne mistrzostwo, to absolutnie nie sport. To koszmar.

Więcej o:
Copyright © Agora SA