Phoenix Suns wielką szansę na wywalczenie awansu do finału NBA mieli już we wtorek. To wtedy zespół Monty'ego Williamsa, prowadząc w serii do czterech zwycięstw 3:1, grał o finał przed własną publicznością. Ale Suns tę szansę zmarnowali, przegrywając 102:116.
Kolejnej możliwości drużyna Williamsa już nie wypuściła z rąk. W nocy ze środy na czwartek Phoenix Suns zdemolowali Los Angeles Clippers w ich hali, wygrywając aż 130:103. Kolejny raz bohaterem spotkania był Chris Paul, który zdobył aż 41 punktów, notując też cztery zbiórki i osiem asyst. Z dobrej strony pokazał się też Devin Booker - zdobywca 22 punktów, siedmiu zbiórek i czterech asyst.
Słabiej wypadł lider Los Angeles Clippers Paul George, który zdobył 21 punktów, dołożył dziewięć zbiórek i dwie asysty. Pod względem liczby zdobytych punktów najlepszy w zespole gospodarzy był Marcus Morris, który zdobył 26 punktów, dorzucając dziewięć zbiórek i jedną asystę.
W meczu nie zabrakło ostrych spięć. Po jednej z udanych akcji Phoenix Suns trener gospodarzy poprosił o czas. Schodząc na krótki odpoczynek nerwowo nie wytrzymał zawodnik gospodarzy Patrick Beverley, który bezczelnie popchnął od tyłu Chrisa Paula. Zawodnik Suns upadł na parkiet, a między koszykarzami obu zespołów wywiązała się przepychanka.
Beverley został wykluczony za to zachowanie. Koszykarz gospodarzy na pewno musi liczyć się z dodatkową karą, jaką nałożą na niego władze ligi.
Zwycięstwo Phoenix Suns oznacza, że klub ten zagra w finale NBA po raz pierwszy od 1993 roku. Wtedy lepsi od Suns byli Chicago Bulls, którzy wygrali serię 4:2. W tym roku ich rywalem będzie zwycięzca pary Atlanta Hawks - Milwaukee Bucks. W finale Konferencji Wschodniej jak na razie jest remis 2:2.