Dziewięć osób zginęło w katastrofie śmigłowca, w której zmarł Kobe Bryant, legendarny koszykarz Los Angeles Lakers, jeden z najlepszych zawodników w historii. Bryant leciał swoim prywatnym helikopterem wraz z ośmiorgiem innych osób. Oficjalnie przyczyny wypadku nie są jeszcze znane. Maszyna rozbiła się w Calabasas, mieście w hrabstwie Los Angeles w Kalifornii. Choć służby ratunkowe zjawiły się na miejscu zdarzenia niemal natychmiast, nikogo nie udało się uratować.
Coraz więcej wskazuje na to, że przyczyną wypadku była mgła, o której mówiło się niemal od początku. W piątek amerykańska Krajowa Rada Bezpieczeństwa Transportu poinformowała, że śmigłowiec, którym podróżował Bryant, nie miał awarii silnika w chwili wypadku. Odpowiednie organy w tej sytuacji skoncentrują się więc na mgle, która mogła być główną przyczyną katastrofy.
Prezes wspomnianej wyżej NTSB poinformował, że służby robią wszystko, by jak najszybciej opublikować raport z wypadku. Może to jednak potrwać. - Nasi śledczy mają mnóstwo dowodów na okoliczności tej tragedii - przyznał Robert Sumwalt. Mimo dużej liczby dowodów, przygotowanie raportu może potrwać nawet rok.
Bryant uchodził za jedną z największych gwiazd w historii NBA. Pięciokrotnie zdobył pierścień mistrzowski ligi, dwukrotnie uznany został MVP finałów, a także był MVP ligi w 2008 roku. Karierę zakończył osiem lat później. Przez całą karierę był zawodnikiem Los Angeles Lakers. Numery, z którymi występował - 8 i 24 - zostały zastrzeżone przez klub. Liczne sukcesy osiągał również poza parkietem. W 2018 roku jego krótkometrażowy film "Dear Basketball" zdobył Oscara.
Koszykarz miał jeszcze trójkę dzieci: Natalię, Biankę i Capri, która urodziła się w czerwcu 2019 roku. Zginął w wieku 41 lat.