Adam Waczyński to nie tylko podpora reprezentacji i świetny koszykarz. To także kapitan kadry, przejął opaskę po Marcinie Gortacie. Wzór na boisku i poza nim. Sportowiec, którego powinno pokazywać się dzieciakom w szkołach. Powołanie składu na mecze eliminacyjne bez niego, w dodatku bez słowa wytłumaczenia, nie mieści się w głowie.
To znaczy słowo się znalazło, bo w oficjalnym komunikacie PZKosz, trener Mike Taylor wspomina o tym, że "Adam Waczyński postanowił odpocząć", ale sam koszykarz szybko to zdementował. O żadnym odpoczynku nie było mowy. Po prostu nie dostał powołania i już. Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy jest w dobrej formie, w ostatnim meczu Unicajy Malaga zdobył 15 punktów (drugi najlepszy wynik w zespole). Co zatem zdecydowało o tym, że dla Waczyńskiego zabrakło miejsca?
Koszykarz wydał oświadczenie w którym tłumaczy, że ma dość napiętej sytuacji w kadrze, lekceważenia go i wprost pisze o niechęci ze strony prezesa PZKosz, Radosława Piesiewicza. I nie chodzi tu wyłącznie o niezręczność na Gali Mistrzów Sportu, kiedy koszykarze zostali drużyną roku, a prezes zapomniał podziękować imiennie tym, których zabrakło na gali (Waczyński rozgrywał wtedy mecz). Miał też być pozbawiony funkcji kapitana przed mundialem w Chinach, ale koledzy stanęli za nim murem - żaden nie zgodził się na przejęcie jego obowiązków.
Jako kapitan walczył o sprawy zespołu, a to nie zawsze podobało się w związku. Do tego doszła historia książki Łukasza Ceglińskiego "Mundial pod koszem", kiedy to nie dostał zaproszenia na konferencję połączoną z promocją organizowaną przez PZKosz (związek sfinansował jej wydanie). Sporną kwestią są również niejasności dotyczące miejsca organizacji zgrupowania przed mundialem w Chinach.
Waczyńskiego nie można odmówić zaangażowania i poświęcenia. Trudno też wyobrazić sobie, by można się było z nim pokłócić, bo słynie z niezwykle spokojnego usposobienia. Jeszcze trudniej zrozumieć, jak można odstawić na boczny tor wieloletniego kapitana reprezentacji i to bez słowa wyjaśnienia. Trudno też uwierzyć, by kapitan prosił o zwolnienie go z meczów, po czym gdy nie zostaje powołany, ma o to pretensje. Zdrowy rozum podpowiada, że coś tu nie gra.
To trudny czas dla Waczyńskiego, ale też sprawdzian dla całej drużyny. Ciekawe, czy zajmie stanowisko, czy spuści uszy po sobie. Czy powalczy o kapitana, który walczył o nią i z nią, czy uda, że nic się nie wydarzyło.
Słowa Waczyńskiego robią duże wrażenie. Szczególnie dla kogoś, kto miał z nim do czynienia i zna go jako sportowca i człowieka. To również czas próby dla prezesa Radosława Piesiewicza i całego związku, który z trudnych do wyjaśnienia powodów znalazł się w nieciekawej sytuacji.