Chwilę po śmierci Kobego Bryanta nikt w Los Angeles nie myślał o walce o ligowe punkty. Spotkanie pomiędzy Lakers, a Clippers przełożono. Kibice zamiast na trybunach hali Staples Center każdego dnia gromadzili się pod nią ze zniczami, kwiatami i razem wspominali klubową legendę. Niemal tydzień po śmierci koszykarza, Los Angeles będzie mogło oddać mu cześć w jego sportowym domu. W dodatku przy dźwiękach, które kochał najbardziej - odbijającej się od parkietu piłki. Bilety na sobotni mecz przeciw Portland Trail Blazers to towar deficytowy. Najtańsze kosztują obecnie 630 dolarów, czyli 2450 złotych! Wpływy z nich mają zasilić fundację Kobego i Vanessy Bryantów. Fani chcą być w sobotę na trybunach lub chociaż pod halą, by uczcić pamięć swego sportowego bohatera. Bo chociaż po parkiecie Staples Center nie tak dawno biegali choćby Shaquille O’Neal, Karl Malone czy Steve Nash, to Bryant był dla kibiców szczególny.
- Od zawsze dało się odczuć, że Los Angeles to miasto Kobego - mówi Sport.pl były gracz Los Angeles Clippers, czy Washington Wizards Marcin Gortat. - To on dostarczył pięć mistrzostw ligi do Miasta Aniołów i swoją grą elektryzował tłumy fanów, wśród których w hali gromadziły się m.in. największe gwiazdy Hollywood. Kiedy po zakończeniu kariery pojawiał się na meczach swojej byłej drużyny, fani i klub zawsze oddawali mu hołd. Był traktowany z należytym szacunkiem. Pod sufitem Staples Center wiszą jego dwie koszulki z zastrzeżonymi numerem 8 i 24, które teraz będą miały dla fanów jeszcze większą symbolikę - opisuje Gortat. Na najbliższym sobotnim spotkaniu też ma być je dobrze widać. To dla graczy będzie trudne spotkanie. Nie dla ich nóg, bardziej dla głów.
By podnieść na duchu koszykarzy Lakers trener Frank Vogel, zabrał ich na trening do parku niedaleko klubowej siedziby. Zaproponował... piłkę nożną. - Trochę słońca i świeżego powietrza na pewno dobrze wszystkim zrobi. Wiem, że sobotni mecz będzie dla nich trudny z powodów emocjonalnych, ale uczczenie pamięci Kobego to coś najlepszego co możemy teraz zrobić - skomentował. Klub przed i w czasie meczu przygotowuje się do uroczystości upamiętniających swą legendę, ale jej szczegółów nie chce zdradzać. To będzie też specyficzny wieczór dla ekipy przyjezdnej, która też weźmie udział w okołosportowych wydarzeniach w Staples Center. Większość zawodników, która wystąpi w spotkaniu z Lakers, miała przecież okazję znać lub grać przeciwko Kobemu.
- Nie wiesz, jak na to wszystko zareagujesz. Nie wiesz jakie struny to w tobie poruszy - przyznał Carmelo Anthony, skrzydłowy Portland. Przez lata gry koszykarze wchodzili w mniejsze lub większe relacje z gwiazdą Lakers. Rozmawiali, żartowali, podpytywali, gratulowali, czy zwyczajnie podziwiali go w akcji. Te obrazki na długo zostają w głowie i szybko wracają, szczególnie w takich chwilach.
- Moje spotkania z Bryantem odbywały się głównie na parkiecie przy okazji meczów rozgrywanych przeciwko sobie - mówi nam Gortat pytany o to, czy Kobe był przed i po meczach otwarty na te kontakty. Dodaje, że najbardziej czekało się właśnie na sportową rywalizację przeciwko niemu.
- W trakcie mojej dwunastoletniej kariery wiele razy mieliśmy możliwość rywalizować z sobą, co zawsze było dla mnie ogromnym zaszczytem. W mojej pamięci silnie zapisały się pamiętne finały NBA z sezonu 2008-09, kiedy to moja ówczesna drużyna Orlando Magic zmierzyła się z Los Angeles Lakers, których do mistrzostwa poprowadził właśnie Kobe, zdobywając tytuł MVP. To, co charakteryzowało legendę Lakers, to na pewno niesamowicie silny charakter, był wielkim wojownikiem, wspaniałym graczem i liderem drużyny w każdej chwili zarówno w momencie triumfu, jak i porażek, co bez wątpienia wyróżnia największych sportowców. Uwielbiałem u niego, że miał instynkt zwycięzcy, był niesamowitym perfekcjonistą, każdy jego ruch pod koszem czy manewr na obwodzie miał wypracowany do perfekcji. Przez wiele lat rywalizacji Kobe mnie zapamiętał i nawet znał mój pseudonim “Polish Hammer”. To było dla mnie niesamowicie miłe. Właśnie ze względu na to, że dwanaście lat walczyliśmy przeciwko sobie na parkiecie, zdecydował się przekazać mi swoje buty po ostatnim naszym meczu. Te buty mają dla mnie wielką wartość emocjonalną i, wbrew pojawiającym się komentarzom, w życiu nie zdecydowałbym się ich sprzedać. Jest to dla mnie jedyna pamiątka po wielkiej legendzie – wspomina Gortat.
Zapewne wielu graczy podczas sobotniego meczu wniesie na parkiet swoje wspomnienia związane z Bryantem. On w Staples Center pojawi się już tylko na telebimie. W niedalekiej przyszłości jego postać stanie pod halą odlana z brązu.
- Pomnik będzie naturalną rzeczą i na pewno niebawem przed Staples Center stanie obok innych wielkich graczy Lakersów, którzy zasłużyli na tak wielkie wyróżnienie - zgadza się Gortat. Amerykańskie media często komentują, że najlepszym hołdem dla Kobego byłoby zdobycie przez Lakersów mistrzostwa NBA. Koszykarze z Miasta Aniołów są zresztą na dobrej drodze do tego celu. Kolejnym krokiem jest starcie z Portland, a piękna gra w tym meczu może być formą uczczenia pamięci Bryanta, o czym zresztą mówią zawodnicy dwóch drużyn.
- Każdy będzie wchodził na parkiet z ciężkim sercem, ale musimy wyjść i pokazać to, co potrafimy najlepiej - skomentował CJ McCollum, obrońca Trail Brazers, zdając sobie sprawę, że oczy fanów koszykówki z całego świata skierowane będą w sobotę właśnie na Los Angeles.
- Bez najmniejszego wątpienia straciliśmy wielkiego i wspaniałego człowieka, którego cały świat na zawsze zapamięta jako jednego z największych koszykarzy, który stąpał po ziemi – podsumowuje Gortat.
Oddanie mu sportowego hołdu, czyli mecz Los Angeles Lakers – Portland Trail Brazers odbędzie się w sobotę rano o 4:30 polskiego czasu.