W niedzielę wieczorem władze miasta Calabasas oficjalnie przekazały, że legenda NBA i jeden z najlepszych koszykarzy w historii Kobe Bryant zginął w wypadku śmigłowca. Na pokładzie było dziewięć osób, w tym 13-letnia córka zawodnika. Nikt nie przeżył katastrofy.
- Zlokalizowanie wszystkich części wraku śmigłowca to logistyczny koszmar - powiedział Alex Villanueva, szeryf hrabstwa Los Angeles. NTSB, czyli Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu pokazała nagranie z miejsca katastrofy. Poszukiwania utrudnia fakt, że ta część Los Angeles to teren górzysty i bardzo stromy.
Jennifer Homendy, rzeczniczka prasowa NTSB poinformowała, że szczątki śmigłowca są porozrzucane na przestrzeni około 180 m kw, przez co cała operacja ich zbierania będzie trwała co najmniej pięć dni. Homendy dodała, że śmigłowiec nie miał zainstalowanej tzw. czarnej skrzynki (nie jest to wymagane przez prawo). Dodatkowo, jak informuje ESPN, śmigłowiec Sikorsky 76-B nie miał rekomendowanego systemu ostrzegania przed zbyt małą odległością od ziemi.
Scott Deahlin, który słyszał moment katastrofy helikoptera Bryanta, opisał wszystko w rozmowie z "New York Post". - Usłyszałem uderzenie. Nie było bardzo głośne. To tak, jakby potłukła się szklanka. Po chwili ucichły wirniki - powiedział. - Wszystko ucichło, bardzo, bardzo szybko. Mam nadzieję, że nikt nie cierpiał, bo wszystko wydarzyło się błyskawicznie - dodał.