Bryant leciał swoim prywatnym helikopterem wraz z ośmiorgiem innych osób. Pierwsze doniesienia mówiły tylko o pięciu ofiarach. W nocy z niedzieli na poniedziałek polskiego czasu amerykańskie służby poinformowały, że zginęli wszyscy pasażerowie, którzy znajdowali się na pokładzie. Zginęła córka Bryanta, Gianna, trener baseballu, John Altobelli wraz z żoną Keri i córką Alyssą, Christina Mauser, asystentka trenera drużyny Gianny oraz jej córka.
Przyczyny wypadku nie są jeszcze ustalone, ale w mediach pojawia się coraz więcej przypuszczeń. Jednym z możliwych powodów katastrofy mogła być słaba widoczność. W czasie wypadku, a także tuż przed nim, była ona fatalna. Nad Los Angeles wisiała gęsta mgła, na tyle uciążliwa, że - zdaniem angielskich i amerykańskich mediów - uniemożliwiała poderwanie policyjnych śmigłowców. - Sytuacja pogodowa nie spełniała naszych minimalnych standardów latania - powiedział Josh Rubenstein, rzecznik Departamentu Policji w Los Angeles, cytowany przez dziennik "Los Angeles Times".
Dziennikarze "The Sun" dotarli do wiadomości, którą kilka minut przed katastrofą otrzymał pilot śmigłowca, Ara Zobayan. - Jesteście za nisko - miał krzyczeć do niego operator wieży kontrolnej. Wiele wskazuje na to, że do katastrofy doszło przez wspomnianą mgłę. Pilot w pewnym momencie stracił widoczność i kontrolę nad maszyną. Próbował ją obrócić, ale nie zdołał tego zrobić, przez co śmigłowiec uderzył o wzgórza znajdujące się w pobliżu kanionu Las Virgenes.