Największy talent od czasu LeBrona zadebiutował w NBA i zachwycił! Komentatorzy nie wiedzieli, co mówić

Na ten mecz czekały całe Stany Zjednoczone i większość kibiców NBA na świecie. W nocy ze środy na czwartek polskiego czasu Zion Williamson zadebiutował w najlepszej koszykarskiej lidze globu. "Cudowne dziecko" czy "dar od Boga", jak nazywał go jeden z jego byłych trenerów przywitał się z fanami w kapitalny sposób. Choć rozkręcał się dosyć mozolnie.

- Welcome to the NBA! – krzyczał komentator stacji telewizyjnej ESPN po tym, jak w czwartej kwarcie meczu New Orleans Pelicans – San Antonio Spurs (117:121) Zion Williamson po raz czwarty z rzędu trafił za trzy punkty. Czwarta kwarta była tą, w której 19-latek przełamał blokadę psychiczną i na dobre przywitał się z kibicami. Gdy trafiał raz za razem, amerykańscy dziennikarze nie wiedzieli, co mają mówić. A kibice zapomnieli o tym, że ich drużyna przegrywa, zamiast tego skandując głośno „M-V-P”.

W serię Ziona w ostatniej kwarcie jego debiutanckiego meczu aż trudno uwierzyć – w ciągu zaledwie trzech minut zdobył 17 punktów, trafiając cztery rzuty za „trójkę” (na cztery próby). Potężnie zbudowany koszykarz być może poprowadziłby swoją drużynę do zwycięstwa, ale trener Alvin Gentry zdecydował się na zdjęcie go z parkietu. Tak jak robił to w pierwszych trzech kwartach.

Marcin Gortat: "Dzisiaj skończyła się moja gra w koszykówkę"

Zobacz wideo

Dmuchać na zimne

Gentry w ogóle do wprowadzania Williamsona do gry podchodził bardzo ostrożnie. I trudno się dziwić patrząc na to, że do gry wprowadzał zawodnika, który ostatnie 43 mecze opuścił ze względu na kontuzję kolana. O podatności na urazy jednak za chwilę. Teraz jeszcze o debiucie – 19-latek w pierwszych trzech kwartach ledwie zdążał się przywitać z boiskiem, a już był z niego zdejmowany. Grał jedynie po kilka minut i przez 3/4 meczu rzucił zaledwie pięć punktów. Ale nie tylko dlatego, że miał mało czasu – w czwartej kwarcie pokazał przecież, że czas nie jest dla niego przeszkodą -  a przede wszystkim dlatego, że widać było u niego spięcie i blokadę psychiczną. Strach przed odnowieniem się kontuzji, przez którą stracił tak dużo. A ryzyko odnowienia i doznawania kolejnych urazów stawów przy wadze wynoszącej 130 kilogramów jest dosyć duże. Ostatecznie numer „1” ostatniego draftu NBA zakończył swój pierwszy mecz z 22 punktami, 7 zbiórkami i 3 asystami, przebywając na parkiecie przez 18 minut. Minut w kolejnych tygodniach będzie zdecydowanie więcej, jeśli zawodnikowi tylko pozwoli na to zdrowie.

Uniknąć kontuzji

W przypadku zawodnika mierzącego 198 cm wzrostu, mającego 208 cm rozpiętości ramion i ważącego wspomniane 130 kg, utrzymanie odpowiedniego zdrowia, przede wszystkim stawów, jest niezwykle ważnym, ale równie trudnym aspektem przygotowań. Szczególnie, jeśli ta waga nie przeszkadza mu w bardzo wysokich wyskokach - średnio mających 1,14 m, przy średniej 1,21 m legendarnego Michaela Jordana. Po tym, jak Zion seryjnie zaczął doznawać kontuzji - słynna "eksplozja" buta podczas meczu Duke z Karoliną Północną, uraz w lidze letniej czy uszkodzenie łąkotki w październiku – władze Pelicans zaczęły głowić się nad tym, co zrobić, by zminimalizować ryzyko kolejnych przerw i uchronić swoją gwiazdę przed losem Derricka Rose'a, któremu również wróżono wielką karierę (zrobił i tak dużą), ale w pewien sposób przeszkodziły mu w tym kontuzje.

Początkowo szefowie klubu z Nowego Orleanu wpadli na pomysł ułożenia diety, która miała zmniejszyć wagę zawodnika. Ostatecznie zdecydowano się jednak na jeszcze bardziej zindywidualizowane i znacznie trudniejsze zadanie - wynajęto specjalistów, którzy ułożyli dla Ziona specjalny program treningowy dotyczący sposobu biegania i wyskoków. Przebycie tego programu, który wciąż trwa, ma sprawić, że Williamson zmieni sposób biegania i wyskoków na taki, w którym będzie zdecydowanie mniej obciążał i skręcał kolana i kostki. Wyrobienie tych nawyków, które odciążą także biodra potężnie zbudowanego koszykarza, może potrwać jednak nawet wiele miesięcy. - Wzrost i waga Williamsona rzeczywiście mogą martwić - w rozmowie z USA TODAY Sports Alan Beyer, ortopeda i dyrektor medyczny w Hoag Orthopedic Institute, powiedział jakiś czas temu. - Ze względu na nie Zion bardzo obciąża kolana. To może być duże zmartwienie szczególnie na wczesnym etapie jego kariery. Urazy, które już przebył, mogą wpłynąć na jego "długowieczność" w NBA – dodał.

Nie jest idealny

Williamson nie jest więc zawodnikiem idealnym. Ale nie tylko ze względu na problemy zdrowotne. W samej grze młodego zawodnika także można doszukać się kilku mankamentów. Patrząc na jego rzuty z dystansu oczywiście nie sposób nie zgodzić się z jego byłym trenerem z drużyny uniwersyteckiej z Duke, Mikem Krzyzewskim, który mówił, że "taki koszykarz to prezent od Boga", ale poza rzutami za trzy punkty i świetną grą defensywną można doszukać się aspektów, które wymagają doszlifowania.

Zawodnik, który jest nazywany największym talentem od czasów debiutu LeBrona Jamesa  ze względu na umiejętność wykorzystania swoich warunków fizycznych do widowiskowej gry ofensywnej, porównywany do Charlesa Barkleya, m.in. ze względu na zdolności  zbiórek, czy do  Draymonda Greena ze względu na grę w obronie, mimo kapitalnych rzutów z dystansu w czwartej kwarcie debiutanckiego meczu, czasami z rzutami z daleka ma mimo wszystko problem. Widać jednak, że mocno nad nimi pracuje. Problem czasami ma także z grą zespołową, często podejmując ryzyko „trójek” czy indywidualnych akcji podkoszowych. Do tego prawo daje mu jednak młodość i brak doświadczenia.

Początek drogi

Mimo zachwytów nad talentem Willamsona trzeba pamiętać, że jego przygoda z NBA dopiero się rozpoczęła. Przed nim mnóstwo przeszkód do pokonania – nie tylko na parkiecie, ale także poza nim. Idealnie oddał to William Guillory, autor portalu The Athletic zajmujący się New Orleans Pelicans. „Mecz ze Spurs to nie koniec długiej podróży dla Williamsona. To tak naprawdę dopiero początek procesu, który będzie trwał do końca jego kariery. Zadaniem wszystkich w Nowym Orleanie będzie wykazanie, że przygotowano wystarczająco dużo, by ten proces prowadzić poprawnie”.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.