Łukasz Cegliński, dziennikarz Polsatu Sport: - Plan minimum to wyjście z grupy. Nawet jeśli otwarcie tego nie przyznają, to tak do tego podchodzą. Wyjście z grupy to sukces, odpadnięcie - porażka. Ja nie mam wielkich oczekiwań, bo patrzę na to realistycznie. Jedziemy po 52 latach przerwy, bez żadnego gracza z NBA, ani nawet gracza Euroligi z zeszłego sezonu, poza Olkiem Balcerowskim (koszykarzem drużyny Herbalife Gran Canaria), który zaliczał jedynie epizody. W ostatnich sparingach trudno jest doszukiwać się dobrej i równej gry, więc przyznam że nie patrzę na to spokojnie.
Rzeczywiście trzon zespołu stanowią ci sami gracze. Jeśli przyjmiemy, że reprezentacja grała najlepszą koszykówkę pod koniec eliminacji mistrzostw świata, czyli głównie w obu meczach z Chorwacją, meczu z Holandią i z Włochami, to bardzo mocno daje się odczuć brak Macieja Lampego. Można o nim mówić różne rzeczy, nigdy nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy, jakie będzie miał podejście do gry w kadrze, ale jako zawodnika bardzo go brakuje. Na finiszu eliminacji dawał duży spokój pod koszem, trzeba go było podwajać, inni gracze mieli dzięki temu więcej miejsca. Był po prostu gwiazdą w strefie podkoszowej. Teraz niestety takiego gracza nie mamy. Mike Taylor cieszy się oczywiście, że do kadry wrócił Damian Kulig, bo jest taką nieco uboższą wersją Macieja Lampego, ale to jednak nie ta sama klasa. A jeśli pytasz mnie czy może zaskoczyć, to niestety pole manewru ma mocno ograniczone, bo w Polsce po prostu jest niewielu dobrych koszykarzy.
Nasze atuty to Adam Waczyński, który jest kapitanem i świetnym strzelcem, tyle że ostatnio z jego formą bywa różnie, to Mateusz Ponitka gracz wszędobylski, wojownik, specjalista od zbiórek, kontrataków, dobitek, ale też nie jest takim graczem któremu można dać piłkę, a on rozjedzie drużynę przeciwną, jak Dennis Schroeder, Bogdan Bogdanović czy Tomas Satoransky. Mamy oczywiście A.J. Slaughtera, który potrafi rzucić 28 punktów, ale jego charakter nie pcha go do roli wielkiego lidera. Mamy więć trzech bardzo dobrych graczy na obwodzie i to powinna być nasza siła, a do tego wspomnianego Damiana Kuliga, od którego bardzo dużo zależy. Czy trener Taylor próbował czegoś nowego? Trenował wariant z niskim składem, z Michałem Sokołowskim na pozycji silnego skrzydłowego. To ma nam pozwolić lepiej zagrać z Wenezuelą i Wybrzeżem Kości Słoniowej, które preferują szybką grę, niskimi zawodnikami. Natomiast, czy my takim ustawieniem kogoś zaskoczymy i będziemy w stanie narzucić swoje warunki gry, to byłbym sceptyczny.
Nie potrafię na to odpowiedzieć. To przedziwna postać, z którą nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Rozmawiałem z nim wielokrotnie i potrafił być ujmująco miły albo nie odpowiadać na najprostsze pytania. Nie wiem co siedzi w jego głowie i co nim kierowało, przy podjęciu takiej decyzji.
Z jednej strony tak, a z drugiej miałem wobec niego nisko ustawiony próg oczekiwań. To bardzo młody gracz, który debiutuje w reprezentacji. Zgadzam się natomiast, że wszystko co robił było na plus: odważne decyzje, akcje czy nawet serie punktowe. To z całą pewnością przyszłość naszej kadry.
Zespół gra bardzo nierówno, miewa słabe początki spotkań, długie momenty przestojów jak druga kwarta z Iranem, czy druga połowa z Nigerią. I niestety w tę nierówność wpisywała się cała kadra. Tak jak Adam Waczyński, który na Euro w 2015 był motorem napędowym. Po kapitanie i takim strzelcu powinniśmy spodziewać się więcej. Nierówno gra także A.J. Slaughter, chociaż on później skończył sezon i najpóźniej rozpoczął przygotowania do mistrzostw świata. Jednym z głównych problemów tej kadry, jest teraz to, że Slaughter funkcjonuje na nieco innych obrotach niż reszta, a to on napędza drużynę. Problemem Polaków jest również to, że by wygrywać musi idealnie zadziałać kilka mechanizmów w jednym momencie. Nie wystarczy, że jeden gracz wypadnie nieźle. Na razie w sparingach tego rytmu i równej gry było niewiele. Zwróćmy uwagę na to, co działo się w eliminacyjnych meczach z Chorwacją. Pierwszoplanowi zawodnicy zagrali bardzo dobrze, a drugoplanowi dali więcej niż się po nich spodziewaliśmy. Na taką reprezentację czekam i liczę, że ją zobaczę na mistrzostwach świata.
Chiny musimy umieścić nieco z boku w tym kontekście. Wiadomo, że jako gospodarze bardzo sumiennie szykują się od maja i rozegrali dwa razy więcej sparingów niż inni. Panuje ogólne przekonanie, z którym trudno się nie zgodzić, że znajdą się w kolejnej grupie. Jeśli tak, to o drugie, premiowane awansem miejsce powalczą Polska, Wenezuela i Wybrzeże Kości Słoniowej. Te dwie egzotyczne dla nas drużyny są najniżej notowane w rankingach uczestników mistrzostw świata. Oba zespoły, choć osiągały niezłe wyniki w sparingach, to przeżywały wewnętrzne problemy, które skończyły się strajkami koszykarzy. Warto natomiast zwrócić uwagę, że dla nas kluczowe są pierwsze mecze na imprezach. W 2009 r. w pierwszym meczu pokonaliśmy Bułgarów i awansowaliśmy do kolejnej fazy, w 2011 r. przegraliśmy z Hiszpanią i awansu nie było, w 2013 r. ograli nas Gruzini i Eurobasket skończył się klapą, w 2015 r. pokonaliśmy Bośnię i udało się wywalczyć awans, a w 2017 r. zaczęliśmy od porażki ze Słowenią i awansu nie było. Rozmawiałem o tym z Łukaszem Koszarkiem i przyznał mi rację - nieważne jak, w jakim stylu, jakim sposobem, ale kluczowe jest zwycięstwo z Wenezuelą. Jeśli uda nam się wygrać, szanse na drugą grupę znacznie wzrosną. Jeśli przegramy to obawiam się, że mundial skończy się dla nas szybko.
31. sierpnia Polacy zmierzą się z Weneuzelą o godz. 10.00 czasu polskiego. Następnie 2. września o godz.14.00 zagrają z Chinami, a w ostatnim meczu grupowym 4. września o 10.00, z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Do kolejnej fazy awansują dwa najlepsze zespoły z grupy.