Jakub Karolak: Nie dokonałem jakiegoś większego podsumowania, nigdy po sezonie nie dokonuję jakichś bilansów. W minionym tygodniu trochę odpocząłem i zaczęło mnie już „nosić”. Od zeszłego poniedziałku już przygotowuję się do następnego sezonu. Zawsze jest tak, że trzeba po rozgrywkach coś zaleczyć, drobne urazy. Skupiam się na razie na tym, aby doprowadzić siebie, swój organizm do pełnej sprawności. W sezonie przydarzył mi się uraz i muszę go doleczyć do końca.
- Myślę, że rezerwa na pewno jeszcze jest, a tych punktów zawsze może być więcej. Co do minut – nie mam z tym większych problemów, bo zawsze jestem dobrze przygotowany. Średnio 30 minut gry może robić jakieś mniejsze lub większe wrażenie, ale ja osobiście nie odczuwałem większego zmęczenia grą, czy to był początek, czy końcówka sezonu. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani fizycznie przez okres całych rozgrywek – forma u każdego z nas była wypracowana na obozie przygotowawczym i treningach.
- Tak, jak mówisz, walczyliśmy do upadłego na boisku, a poza parkietem trzymaliśmy się wszyscy bardzo blisko. Mieliśmy młodą drużynę, niemal wszyscy byliśmy w podobnym wieku – tylko Adam Linowski miał ponad 30 lat, ale to nie oznaczało, że się z nami nie trzymał. Mieliśmy świetną atmosferę podczas wyjazdów na spotkania ligowe. Poza treningami, bardzo często spotykaliśmy się w większym gronie i moim zdaniem można śmiało powiedzieć, że tworzyliśmy rodzinę.
- Wszystkiego po trochu. Ta porażka kończyła już nasz sezon, a wiadomo, że każdy woli grać niż oglądać mecze w telewizji. Koniec końców wykonaliśmy naprawdę kawał dobrej roboty. Nikt przecież nie przewidział tego, że tak bardzo postawimy się Arce, a niezbyt dużo zabrakło, aby gdynian pokonać i zameldować się w półfinale Energa Basket Ligi.
- Wiadomo, że w play-off przewaga parkietu jest bardzo istotna. Arka wykorzystała to w pierwszych dwóch meczach, pojechała do Włocławka i była blisko wygrania serii, jednak trochę im zabrakło do zwycięstwa. Piaty mecz to już do or die, kto wygra – zostaje, więc praktycznie wówczas decyduje dyspozycja dnia. Anwil zagrał lepiej, na lepszej skuteczności, a wydaje mi się, że Arka czuła już w kościach tę serię z nami, bo warto wspomnieć, że Anwil wygrał ćwierćfinał ze Stalą Ostrów Wlkp. 3:0, a dla Arki był to już dziesiąty mecz w play-off. Można powiedzieć, że troszeczkę się przyczyniliśmy do tego, że Arka nie była w pełni sił po długiej przeprawie z nami w ćwierćfinale. Było już widać, że trochę gdynianom brakowało sił w piątym meczu półfinału.
- Ciężko mi powiedzieć. Skłaniałbym się ku wskazaniu Polskiego Cukru Toruń jako zwycięzcę finału. Grają bardzo dobrą koszykówkę, zarówno w ćwierćfinale, jak i w półfinale zwyciężyli 3:0, więc mają więcej sił, ale finał to finał, rządzi się swoimi prawami. Fajnie, gdyby rozstrzygniecie zapadło w siódmym meczu – byłoby więcej emocji, meczów do obejrzenia, a jak będzie w rzeczywistości, to wkrótce się przekonamy.
- Ta kontuzja trochę wybiła mnie z rytmu, bo przytrafiła mi się tuż po nowym roku, przed meczem z Gliwicami, gdzie zagrałem na własną odpowiedzialność. Nie zagrałem wtedy zbyt dobrze, uraz mi doskwierał i zmuszony byłem pauzować kilka tygodni przez co między innymi nie wziąłem udziału w ćwierćfinale Pucharu Polski. Kontuzje są wpisane w życie sportowca, ale na pewno lepiej być na boisku, mieć możliwość pomocy kolegom niż siedzieć z boku i tylko oglądać mecz. Gdybym miał wskazać jakiś trudny moment w sezonie, to chyba byłby właśnie okres, w którym miałem kontuzję, choć nie powiedziałbym, że był trudny – po prostu w czasie rehabilitacji pracowałem nad innymi rzeczami, które przydają się w grze w koszykówkę.
- Moim zdaniem Trójmiasto jest najlepszym miejscem do życia w Polsce. Mieszkałem w Gdyni, bardzo mi się podoba to miasto. Niekoniecznie mam wpływ na to, w jakim klubie gram. W Sopocie kończył mi się kontrakt, zmieniłem otoczenie, wybrałem Warszawę, gdzie na pewno nie można się nudzić.
- Na zgrupowanie kadry B się nie wybieram, bo muszę wyleczyć do końca kontuzję, która mi się przytrafiła w trakcie sezonu. Ona się gdzieś co jakiś czas odzywała w trakcie rozgrywek. W Warszawie trenuję razem z Adamem Blechmanem, trenerem od przygotowania fizycznego Legii Warszawa. Staramy się doprowadzić wszystko do stuprocentowej sprawności. Niedługo z żoną wyjeżdżam na krótki urlop, a później już będę dalej przygotowywać się do kolejnego sezonu.
- Z tego, co mi wiadomo to są już prowadzone jakieś wstępne rozmowy na linii klub-mój agent. Jest na pewno opcja pozostania w Legii, ale ciężko mi powiedzieć, jak się potoczą sprawy. Sezon się jeszcze nie skończył, trzeba poczekać, sprawdzić wszelkie oferty z klubów, ale na pewno nie wykluczam pozostania w Warszawie.
- W tych play-offach były momenty, w których na parkiecie w naszym składzie było pięciu Polaków, więc jeśli ktoś jest się w stanie przebić do składu, to to zrobi. Trzeba pokazać, że jest się dobrym zawodnikiem i bez względu na obowiązywanie przepisu o dwóch Polakach jest się w stanie grać i dać określoną jakość. Prawdopodobnie będzie większy zaciąg zawodników zagranicznych skoro Polacy nie będą już musieli być ciągle na boisku. Ciężko mi przesądzić, czy poziom ligi będzie wyższy czy nie. Zagranicznych zawodników będzie więcej, ale czy będą na wyższym poziomie niż teraz? Czas pokaże.
- Gdy bylem juniorem, miałem 16 lat, marzyłem, żeby zagrać w NBA, pewnie jak każdy młody zawodnik. W Eurolidze udało mi się zadebiutować w barwach Turowa Zgorzelec, więc te marzenie już spełniłem. Nie byłem jeszcze w pierwszej kadrze Polski, w zespole seniorów i obecność w niej na pewno jest jednym z moich marzeń. Marzyło mi się zdobycie medalu mistrzostw Polski z Legią w sezonie 18/19, nie udało się niestety...
- Mistrzostwo Polski z Turowem już mam, ale nie pełniłem w tym zespole zbyt dużej roli, miałem 19 lat. Jest to oczywiście miłe wspomnienie, osiągniecie, które można wpisać do CV, ale takie mistrzostwo Polski z Legią, chociaż brązowy medal smakowałby o wiele bardziej. Marzę też o tym, aby spróbować swoich sił w zagranicznym klubie, sprawdzić się na tle innej ligi. Wierzę, że będzie mi to pisane, zobaczymy kiedy, bo kariera koszykarza nie jest długa. Na pewno chciałbym zobaczyć, jak to wszystko wygląda w innym klubie poza Polską.
Więcej o koszykarskiej Legii przeczytasz na legiakosz.com.