Polacy doznali sromotnej klęski w Kłajpedzie. Z Litwą przegrali 55:75 i trudno im będzie myśleć o pierwszym miejscu w grupie. Jednym z tych, którzy w meczu z faworytami wyróżnił się pozytywnie był Jakub Wojciechowski.
27-letni podkoszowy, na co dzień koszykarz drużyny włoskiej ekstraklasy Capo d'Orlando, w kadrze nie mieścił się od 2012 roku. Wobec problemów pod koszem, ale też dzięki swojej dobrej grze we Włoszech znalazł się nie w 15 powołanej na listopadowe mecze kwalifikacji mistrzostw świata. A potem wdarł się do meczowej dwunastki.
-Przyjeżdżając tu, wiedziałem, że trener Mike Taylor nie będzie mnie „używał” za bardzo, bo trzeba czasu, żebym poznał rytm i taktykę drużyny. Nie oczekiwałem niewiadomo czego. Cieszę się, że mogłem pomóc na parkiecie - mówił po meczu z Litwą.
Z Węgrami Wojciechowski nie wstawał z ławki rezerwowych. Z Litwą na parkiecie pojawił się już pod koniec pierwszej kwarty, bo polscy podkoszowi bardzo szybko łapali kolejne faule. Zaczął dobrze, w jednej ze swoich pierwszych akcji pofrunął nad kosz i wykończył podanie od Kamila Łączyńskiego. A potem dorzucił jeszcze w sumie osiem punktów, z czego dwa po efektowym wsadzie. Na koniec meczu zapisał przy swoim nazwisku 10 punktów, 7 zbiórek, przechwyt i stratę.
-Koledzy złapali faule i to była szansa dla mnie, żeby się wykazać. Trudno wejść do drużyny, która jest ze sobą już tyle czasu, ale ja też znam chłopaków już wiele lat i atmosfera w zespole jest fantastyczna, więc nie miałem żadnego problemu z zaaklimatyzowaniem się. Na boisku też mi pomagali. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo - oceniał po spotkaniu.
Po tak wysokiej porażce optymizmem nie tryskał. Powtórzył wnioski trenera. - Nie poradziliśmy sobie z ich presją, nie starczyło nam energii i może agresywnego podejścia, takiego zęba, a w kluczowych momentach to oni pokazali trochę więcej doświadczenia. To będzie taki najważniejszy punkt do poprawy przed kolejnymi meczami.